Zimne kropki

Przedwiośnie. Na wodach nizinnych spinningista nie bardzo ma czego szukać.

Wprawdzie można łowić jazie, klenie i okonie, ale ponieważ pomału szykują się one do tarła, lepiej poświęcić uwagę pstrągom potokowym – rybom z zupełnie innej „bajki".

Zimne kropki3Przedwiośnie to dla mnie czas łowienia ryb łososiowatych. O tej porze roku jestem niejako „rozdarty" między przedstawicieli dwóch form gatunku salmo trutta. Pierwsza z nich, którą czasem określam mianem „srebrne szczęście", od bardzo dawna skutecznie wabiła mnie nad rzeki Pomorza, a w ostatniej dekadzie także na wybrzeże Bałtyku. Zawsze jednak w przerwach między trociowymi wypadami znajdowałem czas, by spróbować przechytrzyć drugą z nich, czyli ostrożnego potokowca. Tak przez lata wyglądały moje wędkarskie przedwiosenne priorytety.
Niestety, w ostatnich latach „dzięki" trociowej zarazie (nie czas i miejsce na to, aby wskazywać winnych obecnej sytuacji) z konieczności więcej czasu poświęcam kropkowańcom.
Najczęściej wędkuję na niewielkich rzeczkach o nizinnym charakterze. Nie ma chyba bardziej urokliwego łowienia niż na małych śródleśnych rzeczkach w zimowej scenerii i to jest kolejna z przyczyn, że regularnie „zdradzam" trocie dla ich mniejszych kuzynów. Gorąco polecam! Warto spróbować, nawet jeśli ktoś ma w pobliżu tylko wodę zamieszkaną przez klenie czy jazie. Okazów na ogół nie ma się co spodziewać, ale łowienie praktycznie na widzianego oraz walka z rybą na płyciutkiej wodzie niemal pod nogami i w sąsiedztwie zaczepów dostarczają niesamowitych emocji. Kto wie, może dla większości polskich wędkarzy „kleniojazie" to doskonała propozycja na przedwiosenne wyprawy, bo prawdziwych pstrągowych rzeczek jest w Polsce mało, a ich brzegi są w większości solidnie wydeptane. Ale mimo to... choć w dobie Internetu nie ma już „tajnych" rzek, to jednak zawsze można znaleźć odcinki zapomniane lub z różnych przyczyn niechętnie odwiedzane i tam właśnie spróbować szczęścia.

Zimne kropki

Potencjalne miejscówki


Gdzie skierować pierwsze kroki po dotarciu nad wodę? Czym się kierować? Otóż ja trzymam się kilku sprawdzonych zasad, dzięki którym niemal zawsze udaje mi się coś „wydłubać". Pstrągi są co prawda zdecydowanie chłodnolubne (nawet na tle innych gatunków ryb), ale o tej porze roku są one „wyziębione" i mają spowolniony metabolizm. W związku z tym znajdziemy je w miejscach, w których utrzymanie się nie wymaga dużych nakładów energii. Pstrągi na przedwiośniu unikają szypotów, stoją raczej w spokojniejszych fragmentach wody, zwłaszcza jeśli są to głębsze dołki i rynny, w których dodatkowo czują się bezpiecznie i chętniej atakują wędkarskie przynęty. Modelowymi miejscówkami o tej porze roku są także wszelkie spowolnienia, miejsca w warkoczu za przeszkodą, a także tuż przy granicy szybciej płynącej wody i wolniejszych partii nurtu, gdzie czekają na spływający z góry pokarm. Dla pełności obrazu trzeba jeszcze dodać, że wrodzona ostrożność pstrągów nakazuje im trzymać się w pobliżu kryjówek (podmyte korzenie, zwaliska drzew itp.). Można więc powiedzieć, że są to stanowiska typowo szczupakowe.


Warunki atmosferyczne


Wspomniałem już, że wczesną wiosną pstrągi są „wyziębione". Im jest zimniej, tym są bardziej leniwe i potrzebują delikatniejszej prezentacji wabika. I na odwrót: w miarę podnoszenia się temperatury, gdy woda stopniowo się ogrzewa, stają się bardziej agresywne, skłonne do pogoni za przynętą. Wtedy już trzeba łowić znacznie szybciej. Wystarczy niewielka zmiana warunków panujących w wodzie i ryby stają się nie do poznania. Wypatrzenie takiego momentu i dostosowanie się do zmieniających się warunków jest moim zdaniem jednym z kluczowych czynników decydujących o sukcesie lub porażce we wczesnowiosennej, niekiedy chimerycznej aurze. Nie darmo przysłowie mówi, że w marcu jak w garncu, czyli wszystko jest pomieszane. Trzeba być elastycznym i jeśli powolne prowadzenie nie przynosi efektów, warto spróbować nieco bardziej agresywnego, z czym związane jest także posiadanie zestawu „ratunkowego" nieco innych przynęt.
Trzeba również pamiętać, że dobrze jest, gdy woda jest lekko trącona, podobnie jak przy połowie troci, i znacznie lepszy jest pochmurny niż od słonecznego wyżu.



Taktyka łowienia


Preferuję łowienie, schodząc w dół rzeki. Nie zapominam o tym, że pstrągi stoją głową pod prąd, czyli mają szansę zobaczyć mnie z daleka. Nie ujdzie ich uwagi jakikolwiek nieostrożny ruch lub hałas, dlatego muszę zachować szczególną ostrożność podczas podchodzenia do potencjalnego stanowiska ryby. Przystępując do łowienia, wybieram sobie określony odcinek rzeki i po obłowieniu go idąc z prądem, wracam do punktu wyjścia, na szybko „poprawiając" najciekawsze miejscówki. I tu ważna uwaga: pstrąga, nawet gdy nie pobiera pokarmu, można sprowokować do ataku, budząc w nim tzw. instynkt terytorialny.
Oprócz braku liści i roślinności nadbrzeżnej wrogiem wędkarza jest także... śnieg. Na jego tle jesteśmy bardziej widoczni dla ryb, dlatego na upatrzone zawczasu stanowisko trzeba podchodzić powoli, w miarę możliwości starając się pozostawać dla ryb niewidocznym (ukrywając się za krzakami lub drzewami). Skradając się, należy uważać, by nie nadepnąć na gałąź, bo trzask pękającego patyka równie skutecznie przepłoszy kropkowańca jak nasz marsz w pozycji „na baczność". Dlatego gdy leży śnieg i jest taka możliwość, dobrze jest iść po wydeptanych śladach. Unikamy w ten sposób łamania stopami gałęzi oraz dość hałaśliwego przedzierania się przez głęboki śnieg.
Biorąc to wszystko pod uwagę, na przedwiośniu lepiej jest unikać wypadów w nieznane. Właśnie teraz bardzo istotna jest znajomość wody i brzegu, a przede wszystkim potencjalnych stanowisk ryb.
Obławiamy je, w odróżnieniu od pozostałej części sezonu, bardzo dokładnie i wolno, miejsce po miejscu, zmieniając przynęty. Bywa i tak, że po kilku zmianach wabików (np. gum) i bujaniu nimi w dołku tuż przy potencjalnej kryjówce (np. korzenie drzewa) następuje atak. Trzeba być na to przygotowanym psychicznie i nie spieszyć się z opuszczeniem – jak się może okazać – rybodajnej miejscówki. Gdy mamy dużo wyjść podczas łowienia przy schodzeniu w dół rzeki, ale bez ataku ryby, dobrze jest powtórnie obłowić cały odcinek, idąc tym razem w górę rzeki i łowiąc agresywniej, np. jerkując z przestojami woblerem intermedialnym. Jeśli przyniesie to pożądany efekt, świadczyć to będzie o tym, że pstrągi zmieniły swój temperament z zimowego na wiosenny, a zatem pora zmienić naszą taktykę.

1

Na co je łowić


Przynęty pstrągowe to temat rzeka. Każdy rasowy pstrągarz ma swoje pewniaki, często jedyne i niepowtarzalne rękodzieła ukrywane przed innymi. Pozostawiając na boku rozważania na temat wyższości czerwonej kropki przy ogonie woblera nad identyczną, ale przy sterze, albo o tym, czy wytłoczony wzór łusek powinien być na całej powierzchni blaszki, czy tylko na jej części (i temu podobne sprawy, o których pstrągowi zapaleńcy potrafią dyskutować godzinami i nigdy nie dojść do zgody), skupię się przede wszystkim na zasadach doboru przynęt do określonych warunków, które sprawdziły mi się w ciągu wielu lat wędkowania.
Zimą najczęściej łowię na woblery, gumy, koguty i systemiki ze streamerami. Kolejność, w jakiej je wymieniłem, nie jest przypadkowa. Co zaś do wszelkiej maści błystek, to ostatnio o tej porze roku znacznie rzadziej niż kiedyś sięgam po „żelastwo".
Jak już wspomniałem, swoje przynęty dobieram do charakteru miejscówki:
- w zwaliska drzew lubię wpuścić wobler,
- dołki najczęściej obławiam gumkami i kogutkami (kogutki dobrze prowokują ryby ściągane z piaszczystej łachy w dołek),
- lekkie łuki „mojego" brzegu z podmytymi burtami to miejsca znów na wobler, ale także na systemik z muchą i wahadłówkę,
- rynny pod drugim brzegiem atakuję gumami, kogutami i woblerami,
- na wolnych prostkach na pierwszy ogień idą daleko wypuszczane woblery, następnie streamer i guma,
- kiedy już wracam po obłowieniu danego odcinka, większość dobrych miejscówek obławiam powtórnie, delikatnie jerkując lusterkujacym woblerem.

Zimne kropki4


Woblery


Na przedwiośniu najczęściej łowię modelami o długości od 4 do 7 cm. Tyle w zupełności wystarczy, aby skusić leniwego potokowca do ataku. Kolory? Pomijając opisane wcześniej dywagacje na temat wyższości jednej czerwonej plamki nad drugą, mogę stwierdzić, że najczęściej sprawdzają mi się przynęty imitujące naturalny pokarm pstrąga (malowanie „na rybkę" taką lub inną, czyli np. na ukleję, strzeblę, pstrążka). Jak to jednak najczęściej bywa, także i tu nie ma pewniaków, więc aby podnieść ospałego kropkowańca i obudzić w nim odruch obrony terytorium, zakładam czasem wobler w barwach jako żywo przypominających prawie trociowe „żarówiaste" kolory.
Znacznie większa zgodność panuje wśród pstrągarzy, kiedy mowa jest o pracy woblera. Nie ma w tym nic dziwnego, bo pstrągowa przynęta musi spełniać pewne dość ściśle określone wymagania. Ja sam stosuję woblery kolebiące się na boki (lusterkujace), a unikam agresywnie zamiatających ogonem. I to mi się sprawdza od wielu, wielu lat. I na koniec bardzo ważna rzecz: za najlepsze modele woblerów uważam te, które „nie trzymają się" wody i pod wpływem zmiany prądów uciekają na boki. Taki od czasu do czasu nieskoordynowany skok w bok potrafi zagotować krew w najbardziej ospałym i zblazowanym kropkowańcu.


Gumy


Informacja, że pstrągi doskonale reagują na gumy, długo nie trafiała do przekonania z natury konserwatywnych miłośników kropkowańców. Większe opory mają pod tym względem chyba tylko łowcy troci... Dziś już nikogo nie dziwi widok pstrągarza z twisterem czy ripperem dyndającym na końcu żyłki, choć nad rzekami trociowymi jest to nadal rzadkie zjawisko.
Do pstrągowych pudełek ładuję twistery długości 3–5 cm, do których dobieram zbrojenie w klasyczne główki jigowe. Ich waga waha się w zależności od głębokości rzeki i wynosi od 2 do 5 g. Główki w tym przedziale wagowym wystarczają na warunki panujące w małych rzeczkach, a uzbrojona w nie przynęta nie będzie ani uparcie szorować po dnie, ani przeskakiwać nad rybodajnymi dołkami.
Najczęściej stosuję gumy w kolorach ciemnych lub co najwyżej stonowanych. Szczególnie polecam dwa warianty kolorystyczne. Pierwszym z nich jest bardzo dobry kolor, który określam jako przybrudzony biały (prawie szary). Kiedyś, aż wstyd się przyznać, kolor taki uzyskiwałem, brudząc białą przynętę w nagarze z rury wydechowej samochodu. Te czasy na szczęście odeszły już do lamusa i wędkarz nie jest skazany na ubogą ofertę sklepową i własną pomysłowość. Dzisiaj bez problemu takie i podobne przynęty można kupić w każdym dobrze zaopatrzonym sklepie wędkarskim. Drugim kolorem, który obowiązkowo mam w swoim pudełku, jest... żółty. Zawsze doskonale sprawdza mi się na trąconej wodzie.


Koguty


Do bardzo skutecznych przynęt na kropkowańce zaliczam koguty, a raczej (ze względu na rozmiar) – koguciki. Wiążę je sam na główkach o wadze 2–5 g i zapewniam, że jest to banalnie proste. Kolorystyka: podobnie jak przy gumach dobieram kolory ciemne (czarny, brąz, zgniła zieleń), ale z akcentami jasnymi. Aby takie bardzo lekkie przynęty leciały dalej, wiążę je z naturalnej sierści. W przeciwieństwie do materiałów syntetycznych naturalne sierści i piórka nasiąkają wodą, dzięki czemu stają się cięższe, a przez to można nimi dalej rzucać. Trzeba jednak pamiętać, aby po powrocie do domu wyjąć takie koguciki z pudełek i rozłożyć je do wysuszenia, w przeciwnym razie haczyki może zaatakować korozja.

zimne kropki5zimne kropki6

No i doszliśmy do haczyków. Przynęty wiążę na dwóch rodzajach główek różniących się uzbrojeniem. Pierwszy z nich to wariant klasyczny, czyli zwyczajny mikrojig z haczykiem o szerokim łuku kolankowym. Drugi zaś to identyczna główka, ale wzbogacona o dozbrojkę w postaci małej, podwójnej kotwiczki (dowiązuję ją, a następnie przyklejam klejem szybko schnącym).


Systemik ze streamerem


Skuteczne może też być łowienie pstrągów na muchę z bocznym trokiem (spinflugę). W małych rzeczkach nie stosuję jednak tego sposobu, a obciążenie zaciskam na żyłce głównej 40–70 cm (im woda głębsza tym dalej) przed muchą. Używam samozaciskowych śrucin wykonanych z miękkiego ołowiu, jako przynętę zaś zakładam 4-centymetrowego zonkera zawiązanego na plastikowej tubie. Cieniutki pasek skóry z sierścią dowiązuję do tuby tylko w jednym miejscu, przy główce muchy. Dzięki takiemu rozwiązaniu streamer pięknie reaguje na nierówności nurtu, przez co zyskuje dodatkową pracę. Kolory stosuję takie same jak przy kogutach, czyli ciemne z jasnymi akcentami.