Wyjście nie tylko awaryjne

W wędkarstwie nie ma nic pewnego. Kolejny raz utwierdziłem się w tym przekonaniu, wojażując na Zieloną Wyspę, gdzie miałem nadzieję zmierzyć się z tamtejszymi łososiami. Nie wyszło. W zamian miałem okazję zakosztować zupełnie innych atrakcji…

Wyjscie nie tylko awaryjne6
To był wyjazd, z którym wspólnie z kolegami wiązaliśmy bardzo duże nadzieje. Część z nas miała już okazję zakosztować siły i waleczności irlandzkich łososi, więc niecierpliwie odliczaliśmy dni do dużo wcześniej zarezerwowanego lotu do Irlandii. Chcieliśmy spróbować szczęścia w łowieniu łososi na dwuręczną muchówkę. Im bliżej było wyjazdu, tym szansa na dobre połowy malała, a to na skutek wyjątkowo ciepłego i bezdeszczowego roku na Zielonej Wyspie. Po wspólnej naradzie postanowiliśmy jednak nie odwoływać wyprawy, a jedynie przygotować się sprzętowo i mentalnie na plan awaryjny. Czego jak czego, ale wody w Irlandii nie brakuje. Ponadto na miejscu mieliśmy do pomocy Jacka Gornego.

Wyjscie nie tylko awaryjne
Po wylądowaniu i krótkiej podróży samochodem (tak naprawdę to tam nigdzie nie jest daleko) uzbrojeni w najlepsze muchy łososiowe zameldowaliśmy się nad rzeką. Co prawda Jacek nieco studził nasz zapał, uprzedzając, że z rybami może być różnie, ale po przemierzeniu połowy Europy precz z czarnowidztwem! Niestety, nad wodą okazało się, że jego ostrzeżenia były uzasadnione. Utrzymujące się na rekordowo wysokim poziomie temperatury czerwca sprawiły, że… łososi w rzece po prostu było mało, a tym, co weszły, nie w głowie była agresja, walczyły bowiem z brakiem tlenu w wodzie. No i kolejny raz trzeba było sięgnąć do planu B. Korzystając z obecności Jacka, postanowiłem, że choć nie udało się z legendarnymi irlandzkimi łososiami, to spróbujemy z równie legendarnymi irlandzkimi szczupakami. Niestety, także tutaj mój kompan rozłożył ręce: „chcesz, to spróbujemy, ale ten gorący czerwiec…”. Nie musiał już nic więcej dodawać.

Wyjscie nie tylko awaryjne2
Trzeba było wymyślić coś innego. Rozwiązanie narzucało się samo: rzeki – nie, jeziora – nie, to może… morze? Co prawda nie byliśmy
przygotowani sprzętowo na łowienie łososi z łodzi, ale zawsze przecież pozostają trocie, które po prostu muszą się kręcić w ujściach tutejszych rzek. Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. I na pozór plan się powiódł, na naszych wędkach zaczęły się wreszcie meldować ryby. Ale z każdą kolejną miny nam się coraz bardziej wydłużały, bo trotki za nic nie „chciały” być większe niż 30–40 cm. Okazało się, że tutaj (może tylko w tym okresie?) rybka 45-centymetrowa to już wyrośnięta sztuka. Trzeci już raz ręce mi opadły na tym feralnym wyjeździe. Przecież nie będę tracił czasu na przerzucanie drobnicy, która nawet nad naszymi rzekami nie byłaby warta większego zainteresowania. I niech mi ktoś jeszcze powie, że za granicą ryby same wychodzą na brzeg, że wędkarz musi tylko zarzucić przynętę, aby metrówka była kwestią czasu.
Tak czy inaczej, zostało nam już tylko jedno: ryby typowo morskie. A trzeba sobie uświadomić, że Irlandię otaczają wody naprawdę niesamowicie rybne. Podwodne życie jest tu bardzo bogate, a samo wędkarstwo morskie ogromnie popularne. Jacek także się nim pasjonował. I tak kolorowe rybki pomogły nam wyjść obronną ręką z pogodowej opresji.

Wyjscie nie tylko awaryjne3
Co łowimy?
Gatunki ryb, na jakie można liczyć w wodach okalających Zieloną Wyspę, to makrele, rdzawce, wargacze, bassy atlantyckie, dorsze i trocie.
Makrele. Te poczciwe, dobrze znane polskim smakoszom ryby są cenionymi zdobyczami morskich wędkarzy. Na wędki trafiają głównie sztuki 30–40-centymetrowe, a łowi się je na małe woblery, gumki i pilkery. Makrele namierza się podobnie jak nasze śródlądowe okonie; szuka się miejsc, gdzie stadko ryb zagania drobnicę pod brzeg i tam dziesiątkuje jej szeregi. Jeśli nie widać niczego takiego, obławia się głębsze tonie, rzucając jak najdalej od brzegu.
Rdzawce. Z tymi rybami znam się bardzo dobrze od czasów wypraw do Norwegii, gdzie polubiłem polowanie na nie w pobliżu skalistych brzegów za pomocą… sandaczowego spinningu. Ich łowienie to najczęściej bujanie w toni gumami (co opisałem w artykule „»Przyszpilona« Norwegia” w WMH nr 99). Zdarza się jednak, że rdzawce wychodzą pod powierzchnię i uganiają się za makrelami, a wtedy najlepszy na nie jest wobler. Podczas wyjazdu łowiliśmy sztuki w przedziale 30–75 cm.
Wargacze. Bardzo silne ryby, które ukrywają się między skałami. Optymalne warunki do ich łowienia są wówczas, gdy fale rozbijają się o te skały. Najlepsze są tu przynęty gumowe, a za najbardziej skuteczne uważa się łowienie w pionie w szczelinach skalnych. Na wędki trafiają na ogół sztuki 20–50-centymetrowe.
Bassy atlantyckie. W obławianym przez nas akwenie było ich mało, ale sztuki 40–70-centymetrowe trafiały się jako przyłów. Kapitalne ryby! Bardzo silne i waleczne.
Dorsze. Łowi się raczej tylko z łodzi, a pod brzeg podchodzą w większej liczbie jedynie jesienią. Łowiąc na pilkery i gumy, możemy tu liczyć na sztuki 40–70-centymetrowe.
Trocie, a raczej trotki. Jak już wspomniałem, te ryby nie powalają rozmiarami. Standardem są sztuki w przedziale 20–45 cm, które łowi się na małe pilkerki.
Na koniec warto wspomnieć, że w Irlandii można się zajmować prawdziwym oceanicznym big game. Zdobyczą są tu nie marliny, wahoo, żaglice i inne bajecznie ubarwione ryby mórz południowych, ale… rekiny. Nie brak im tu pożywienia, więc osiągają słuszne rozmiary.

Wyjscie nie tylko awaryjne4
Kiedy i gdzie?
Najlepszym sezonem do wyprawy na wody mórz oblewających Irlandię jest okres od czerwca do października. Ważnym czynnikiem wpływającym na żerowanie ryb są pływy: ryby biorą najlepiej podczas przypływów i odpływów. Przy najniższej wodzie z brzegu raczej nie połowimy; łódź daje większe możliwości i zawsze coś się dzieje. Trzeba jednak zwracać uwagę na warunki atmosferyczne i stan morza. Wiatr nie może być zbyt silny (bezpieczeństwo!). Należy też uważać przy wchodzeniu na jakąś skałkę wrzynającą się daleko w morze, bo możemy wówczas zostać odcięci od brzegu przez przypływ. Woda podnosi się bardzo szybko, a różnice w jej poziomie dochodzą tu do 6 m!
Gdzie się kierować? My łowiliśmy w ulubionych miejscach Jacka Gornego, gdzie są dobre warunki do wędkowania z łodzi w strefie przybrzeżnej. Jest to Zatoka Galway, ze wskazaniem na okolice miejscowości Spiddal i Barna. Dobre łowiska są także w pobliżu Clifden, ale to już poza obszarem wspomnianej zatoki. Podczas planowania wyprawy w nieznane do tej pory miejscówki zachęcam do uważnego obejrzenia ich na mapach internetowych.
Łowimy w różnych miejscach. Ryby gromadzą się w okolicach cypli skalnych, klifów, a także przy plażach i na głębokich toniach nieco dalej od brzegu.

Wyjscie nie tylko awaryjne5
Najlepiej zlokalizować rafy na głębokości 5–15 m i spinningować tam głównie gumkami. Stosuje się wszelkie warianty i modyfikacje metody opadowej z częstym kontaktem z dnem. Bardzo dobrze sprawdza się też vertical jigging. Na wodzie płytszej (do 5 m) bardzo skuteczne jest klasyczne jigowanie w pół wody.

Sprzęt i przynęty
Najciekawiej łowi się na zwykły spinning. Dobry będzie kij długości 240–270 cm z ciężarem wyrzutu do 30 g. Większych obciążeń i tak się nie stosuje. Nie bardzo pasuje to do zwyczajowego obrazu wędkarza morskiego, prawda? Ale właśnie na zachodzie Europy w ten sposób łowi się od dawna. Na kołowrotek nawijamy plecionkę 0,12-milimetrową zabezpieczoną, ze względu na ostre skały, które tną ją jak żyletka, przyponem z fluorokarbonu 0,30-milimetrowego.
Jeśli w łowisku pojawia się dużo małych szprotek, bardzo skuteczne są woblery długości 5–7 cm o drobnej akcji. Kiedy zachodzi potrzeba wykonywania dalekich rzutów, sięgamy po woblery boleniowe i małe pilkerki. Gdy jednak nie widać szprotek, najskuteczniejsze są przynęty gumowe. Numerem jeden są najczęściej wszelkie imitacje tubisów, zwłaszcza doskonałe gumy przeznaczone do metody drop shot.
Łowiąc z łodzi, warto postawić drugą długą wędkę z filetem z makreli przesuwającym się po dnie w trakcie dryfu. Można wtedy liczyć na niewielkie rekinki, molwy, duże rdzawce i dorsze.
Jeśli w wodzie jest dużo makreli, przyda się wędka muchowa będąca w tych warunkach bardzo skuteczną bronią. Zabawa jest znakomita, dlatego gdy ktoś uprawia tę dziedzinę wędkarstwa, niech nie zapomni – jadąc do Irlandii – zabrać muchówki. Przy pewnej dozie umiejętności jej zastosowanie będzie o wiele szersze i można się naprawdę zdziwić, jakie ryby tu na nią trafiają…

Wyjscie nie tylko awaryjne7
Łowiska morskie Irlandii nadal czekają na odkrycie przez polskich wędkarzy. Ryb jest mnóstwo, cały czas coś się dzieje. Ponad 100 szt. na wędkarza w ciągu dnia nikogo tu nie zaskakuje. Wody jest ogrom, a łowienie stosunkowo proste i – co ważne – ze względu na lekkość sprzętu niemęczące nawet podczas wielogodzinnych wypraw.

Wyjscie nie tylko awaryjne9Wyjscie nie tylko awaryjne8Wyjscie nie tylko awaryjne10Wyjscie nie tylko awaryjne11