Czy warto stosować nanofil i fluorokarbon?

Szczupak jest jedyną rybą, w przypadku której nie stosuję kombinacji materiałów, np. plecionki z fluorokarbonem. Takie rzeczy zostawiam sobie na łowienie np. sandaczy, pstrągów czy innych ryb łososiowatych. Na szczupaki w zupełności wystarczy klasyk, czyli linka główna plus przypon ochronny. Ale co z przyponem z fluorokarbonu i z nanofilem?

Moje zdanie, poparte praktyką, jest takie, że odporność fluorokarbonu na przegryzanie jest po części mitem, jeśli mówimy o średnicach rzędu 0,25–0,30 mm. Szczupakom, zwłaszcza mniejszym, jest po prostu tylko trudniej go przegryźć. Ale jedna większa ryba potrafi pociąć go na strzępy. Właściwe zastosowanie takich linek jest inne. Przydają się podczas łowienia sandaczy czy pstrągów, ale o tym już kilka razy pisałem, choćby w artykule „Fluorokarbon dla spinningisty” (WMH nr 84), do którego odsyłam szczególnie zainteresowanych tym tematem. Reasumując, cienki fluorokarbon w żadnym razie nie może zastąpić przyponu ochronnego.
O właściwościach ochronnych w stosunku do szczupaczych zębów możemy zacząć mówić dopiero w przypadku przyponów o średnicy 0,6–1 mm. Tej grubości linki są już bardzo sztywne i nie ma mowy o ich wiązaniu. Krętliki i agrafki montuje się na nich za pomocą specjalnych zaciskarek. Grubaśne przypony sprawdzają się dobrze przy jerkowaniu, bo przy takim łowieniu wszelkie bardziej miękkie materiały (z wolframem na czele) skręcają się w sprężynki, a na dodatek wplątują się w kotwice skaczącego na boki jerka.

szcz121

Jeśli zaś chodzi o nanofil, to w pewnych sytuacjach warto po niego sięgnąć. Przede wszystkim wtedy, kiedy łowimy przy minusowych temperaturach (nie chłonie wody, więc nie zamarza), oraz gdy zależy nam na dalekich rzutach lekkimi przynętami. Nie zawsze łowi się pod nogami zarówno brodząc, jak i z łodzi, nie zawsze też – zwłaszcza w Polsce – jest sens stosować duże i ciężkie przynęty. Modelowy pod tym względem jest czerwiec: ryby są już skłute i ostrożne, a w wodzie jest masa świeżego wylęgu, którym obżerają się nawet duże szczupaki. Nie podejdzie się do drapieżników blisko, bo brodzenie je płoszy. To samo dotyczy podpłynięcia łodzią. W takich warunkach trzeba łowić lekko i zarzucać daleko, a umożliwia to właśnie nanofil, który jest znacznie bardziej gładki od tradycyjnych plecionek, przez co o wiele lepiej „schodzi” ze szpuli kołowrotka i ślizga się przez przelotki.
Wielu wędkarzy po początkowym zachłyśnięciu się tym materiałem zrezygnowało z niego pod zarzutem, że wykonane na nim węzły... rozwiązują się. Przyczyna tego jest jednak prosta: nieodpowiednie lub źle wykonane węzły. Nie wszystkie bowiem się tu sprawdzają (zalecane przez producenta są na ogół opisane na opakowaniu lub w dołączonej na niego ulotce i z tym trzeba się koniecznie zapoznać), no i samo wykonanie powinno być wyjątkowo staranne. Warto się pomęczyć, bo efekty są znakomite.
Jedyną wadą nanofilu jest jego podatność na rozwarstwianie się w okolicy przelotki szczytowej i kabłąka. Tutaj obciążenia są największe, a tarcie – najsilniejsze. Dlatego co jakiś czas trzeba kontrolować stan linki i w miarę potrzeby ją obcinać.