Skałołazy

17 maj 2019

Łowienie ryb łososiowatych to nie pasja – to choroba. Zwłaszcza łososi. Kto łowi, ten wie, o czym mowa. Kto zaś nie łowi, powinien spróbować, ale w pierwszej kolejności obejrzeć ten właśnie film. Zobaczycie tu twardą męską przygodę kilku pasjonatów, którzy wybrali się nad skaliste wybrzeże wielkiego jeziora gdzieś hen daleko, za siódmą górą i dziesiątą rzeką.

Brzmi to niemal jak opis fabuły powieści Jamesa Fenimore Coopera albo Karola Maya, ale bez obaw. Naszym bohaterom nie groziły spotkania z bestiami , co najwyżej ze stadami wilków – ale tylko tych podwodnych, srebrnołuskich i niesłychanie walecznych. Już samo dostanie się do ich rewirów nie zawsze było bezproblemowe i bezpieczne, bo wymagało pokonania śliskich i lodowato zimnych nabrzeżnych skał. Łowienie z nich, a potem walka z wielką rybą i podebranie jej to już przeżycie iście ekstremalne. Dlatego też, aby skrócić dystans do srebrnobokich drapieżników, sięgnęli po belly boata. Z jakim skutkiem? Przekonajcie się sami.

Zobaczycie przygotowania, przebieg i efekty łowienia na spinning, na sztuczną muchę oraz na swego rodzaju ich hybrydę, czyli zestaw ze spidolino. Czy jesteście gotowi na obejrzenie tego filmu? Zostaliście ostrzeżeni: łowienie łososi to choroba...