Rozmowa Trociarzy

W tym numerze WMH swój artykuł miałem zamiar poświęcić wrześniowym trociom. Myślę jednak, że na ten temat więcej do powiedzenia będzie miał Paweł Nadrowski.

rozmowatrociarzy9
Dla nielicznych, jak sądzę, niewtajemniczonych wyjaśniam, że jest to wędkarz, twórca wahadłówek, które są małymi dziełami sztuki, ale przede wszystkim chodząca encyklopedia wiedzy o polowaniu na polskich łowiskach na trocie i łososie przynętami metalowymi. Spotkaliśmy się i skłoniłem Pawła do podzielenia się z Czytelnikami WMH swoimi doświadczeniami...

Na czym polega magia wrześniowego trociowania?
Przede wszystkim na samym przebywaniu nad rzeką i czerpaniu radości z uroków jesiennej przyrody. Po 10 września na Pomorzu zaczynają się pierwsze poranne przymrozki – nawet jeśli dzień jest upalny, to poranki są rześkie. Czasem, gdy jest ładna pogoda, fruwa babie lato. Wędkowanie w takiej scenerii jest czymś wyjątkowym.
Kolejnym atutem września jest obfitość troci w rzekach. I tak jak ryby ciągną do rzeki, żeby się rozmnażać, tak nas wędkarzy ciągnie, by na nie polować. To jest ostatni miesiąc połowów...
Wszyscy czekają na ten okres, bo wtedy zaczynają się pierwsze duże ciągi tarłowe. Do rzeki niestety nie wchodzą już typowe srebrniaki, szybkie i agresywne, lecz ryby gotowe do tarła. Od letnich srebrniaków różnią się ubarwieniem: samce są w szatach godowych i przypominają bardziej wielkie potokowce, samice też nie są srebrne – połyskują stalą i mają zdecydowanie więcej kropek. Ryby przemieszczają się dość szybko w kierunku swoich miejsc tarliskowych. Żeby je skutecznie łowić, trzeba znać wodę, potrafić ją czytać i nie bać się naprawdę długich wędrówek brzegiem rzek.
Nie bez znaczenia jest również aspekt towarzyski. Można się spotkać z kolegami, pogadać i wspólnie zapolować na te najszlachetniejsze ryby.

Jakie warunki pogodowe są optymalne do łowienia?
We wrześniu są okresy, kiedy można łowić przez cały dzień. Woda w rzece jest już chłodniejsza i bardziej natleniona. Z reguły najlepsze są cyrkulacje zachodnie, ryba wchodzi wtedy z morza do rzeki. Ponadto najczęściej niosą one ze sobą opady. Jedne z lepszych momentów są zaraz po opadach, gdy rzeka zaczyna nieść mętną wodę, i jakiś czas po nich, gdy rzeka się czyści.

Tak więc są to dwa „czarodziejskie" momenty.

A co się dzieje, gdy rzeka długo niesie wodę „trąconą"?
Gdy woda jest lekko trącona, to dobrze choćby z tego względu, że ryby tak dobrze nie widzą i nie trzeba mocno się maskować. To samo dotyczy przynęt; ich kolor nie ma zbyt dużego znaczenia, bo ryby gorzej go widzą. Bardziej istotna jest wtedy agresywna praca blaszki, bo właśnie od niej przy mętnej wodzie zależy nasz wędkarski sukces.
Wracając jeszcze do dynamicznej zachodniej cyrkulacji – sprzyjająca pogoda do łowienia jest wówczas, gdy spoza gęstych, ciemnych chmur opadowych nagle wychodzi słońce lub... gdy cały dzień jest pochmurny. Wtedy ryba jest ruchliwa, agresywna, często zmienia swoje stanowiska, przez co łatwiej sprowokować ją do ataku. Wrześniowe trocie przemieszczają się dość szybko, bo zmierzają w kierunku tarlisk, więc postoje są czasem tylko jednodniowe. Stąd wniosek, że za rybami trzeba się nieźle nabiegać, bo dziś są tu, a jutro mogą być kilka kilometrów dalej.

Jakie stanowiska zajmują wrześniowe salmonidy?
Zajmują zawsze te same stanowiska, bo odpowiadają im prędkość nurtu, przepływ wody, głębokość, mają jakieś schronienie w postaci nawisów przybrzeżnych, rynien i dołów. Ryby wrześniowe ustawiają się też na równych uciągach. Jeśli np. jest w rzece równa prostka, mało atrakcyjna, typowo keltowa, ale z odpowiedniej grubości żwirem, to można się tam spodziewać grubej troci. Takie miejsca są najczęściej w pobliżu przyszłych tarlisk. Głównie zajmują je samce, aby pilnować miejsc przyszłych godów. Oczywiście takie stanowisko musi też być bezpieczne dla ryby, tzn. w pobliżu musi być jakiś zatopiony konar, pień drzewa, uskok przydenny lub odpowiednio duży głaz. Na małych rzekach łatwo wypatrzeć takie bankówki, na dużych trzeba już lat praktyki lub dobrego przewodnika.

A jakie jeszcze inne miejsca byś polecał?
Ujścia większości dopływów, nawet tych najmniejszych, są bankowymi miejscówkami na wrześniówki. Są to oczywiście też okolice tarlisk. Ryby stoją już w pobliżu, czekając na znak od natury, by rozpocząć gody. Ponieważ na takich stanowiskach najczęściej jest po kilka ryb, powstaje swoista konkurencja – walcząc co jakiś czas o lepsze stanowisko, przeganiają się nawzajem, w rezultacie największe, najsilniejsze samce zajmują najlepsze miejscówki. Takie przetasowania w stadzie są idealnym momentem, by złowić upragnioną rybę.

Jaki wpływ we wrześniu na wybór stanowiska ma siła nurtu? Czy ryby szukają spokojnej wody, czy bystrzyn?
O tej porze roku trocie wybierają równe uciągi – nurt powinien być jednak szybki. Nie musimy szukać ich tak jak latem na kamieniach, gdzie woda płynie bardzo szybko, i na zwężkach, tylko tam, gdzie jest równy uciąg. Wynika to z tego, że woda jesienią jest bardziej natleniona i ryby nie muszą już stać w bystrzynach w poszukiwaniu tlenu.

Jakie przynęty stosujesz na wrześniowe trocie?
Głównie wahadłówki, które uważam za najskuteczniejsze. Ze względu na różnorodność kształtów i ciężarów można je dopasować do warunków, o których mówiłem, czyli do równych uciągów, do miejsc przechodzących z płytkiej wody w głęboką rynnę itd.

rozmowatrociarzy4

Czy są jakieś wahadłówki szczególnie polecane na wrześniowe ryby?
Tak, są takie modele. Głównie kształty zaokrąglone, tzw. jajka, łezki i trumienki. Ta ostatnia sprawdza się przez cały rok i w każdych warunkach. Łezki mogą być w dwóch rodzajach – szersze, bardziej okrągłe, albo zwężone. Trzeba dobrać odpowiedni kształt i ciężar do głębokości i szybkości nurtu.

rozmowatrociarzy1

Czy kolor przynęt ma jakieś znaczenie?
Kolorystyka jest bardzo ważna. Istotne są przede wszystkim kontrasty naturalnych metali. Dobre połączenie to mosiądz z cyną lub srebrem. W dni z ostrym słońcem używam wahadłówek mocno wypolerowanych, srebrnych albo z blachy kwasoodpornej, żeby dawały duże refleksy. Czasem się zdarzają, zwłaszcza w drugiej połowie września, dni z zamglonym słońcem, wtedy sprawdzą się białe matowe, ale zawsze z kontrastem. A w dni pochmurne, gdy pada deszcz czy mżawka, działają różnego rodzaju przepalanki, łączenia np. bieli z mosiądzem i z odrobiną czarnego, oksyny naturalne wchodzące na metal.

Twoje przynęty mają urozmaicone piękne wzornictwo. Grawerujesz łuski, oczka, skrzela i wiele innych bliżej nieokreślonych wzorów. Uważasz, że to ma znaczenie dla ryb, czy tylko cieszy oko wędkarza?
Nie chodzi tylko o radość wędkarza, to również, a raczej przede wszystkim ma działać na ryby. Oczywiście wszystko zależy od prowadzenia przynęty. Gdy blachę prezentujemy szybko i równomiernie, te fakturki, łuski, oczka, biedronki są oczywiście dla ryby niewidoczne. Wystarczy jednak urozmaicić prowadzenie i wówczas przy różnych trikach, które robi się kijem np. w trakcie zatrzymania przynęty, gdy znajduje się ona przez moment w bezruchu lub zmienia kierunek swoich obrotów, troć doskonale widzi każdy element na wahadłówce, a wybite na niej łuska czy ziarna ikry odpowiednio się kojarzą i dają sygnał do ataku. Uważam, że bogate wzornictwo dużo daje, trzeba tylko wiedzieć, kiedy i jakie zastosować, ale to już oddzielna bajka.

rozmowatrociarzy7rozmowatrociarzy5rozmowatrociarzy6

Dużo też daje wiara w przynętę?
Wiara oczywiście też dużo daje, ale tak jak mówiłem o kontrastach kolorów w samych materiałach, z których robię swoje blachy, tak samo kontrastują poprzez załamanie światła wygrawerowane wzory. W skrajnym wydaniu jest to wręcz: „pojawiam się i znikam", gdy blacha z jednej strony jest czarna, a z drugiej srebrna. To naprawdę działa – przynęta na chwilę znika rybie z oczu, a po chwili się pojawia, prowokując tym do ataku.
Z takich przynęt jest podwójna korzyść: wędkarz jest zadowolony, że ma „biżuterię" w pudełku, a na dodatek da się na nią nieźle połowić.

Jak prowadzić wahadłówkę na wrześniową rybę?
W miejscu z równym uciągiem i niezmienną głębokością blachę można prowadzić w poprzek rzeki bez zwijania kołowrotkiem, w dryfie. Przynęta nie musi być ciężka, może być wykonana z cienkiej blachy i ważyć 10–12 g. Ogólna zasada jest taka, że przynęta powinna pracować tak, jakby żyła: cały czas odchylać się na boki, a przy mocniejszym naporze wody wpadać w ruch obrotowy.
Gdy nurt rzeki ściąga wahadło w rynnę, trzeba prowadzić ją głębiej, ale nie przy samym dnie, tylko w połowie toni. Jeżeli domniemane stanowiska troci znajdują się bliżej naszego brzegu, można wykorzystać nurt, wycofując kij, żeby wprowadzić tam blachę.
Z kolei w miejscach, gdzie jest równy nurt i rynna jest na całej szerokości rzeki, przynętę należy prowadzić na kiju uniesionym pod kątem ok. 45o i na lekko naprężonej żyłce. Wtedy blacha swobodnie dryfuje w pół wody przez całą szerokość rynny. Zupełnie tak, jak się łowi na mokrą muchę, wprowadzając przynętę na stanowiska ryb.
Przy wysokich burtach, gdzie są rynna z nawisami z łoziny lub zatopiony pień drzewa, można prowadzić blachę z tzw. przystawieniem. Stawiamy wahadło w miejscu i zaczynamy się nim bawić – ruchami kija w swoisty sposób nią jigujemy, podciągamy do góry, potem pozwalamy opadać. Przynęta wtedy lusterkuje, pokazując fakturę i swoją drugą stronę, a ponadto emituje refleksy świetlne.
W trudno dostępnych miejscach, pod nawisami i zwalonymi drzewami, można puścić z nurtem lekką blachę, która osiąga dużą rotację. Aby dobrze obłowić takie miejsce, należy poczekać, aż nurt ją wciągnie w dołek, następnie szybkim ruchem kija w górę wystartować z ostrą pracą, trochę ją tak przytrzymać i gdy zwolni, szybkim obrotem korbki kołowrotka znów ją przyspieszyć, by po chwili zatrzymać. Takie prowadzenie to prawdziwa prowokacja dla ryby.
Oprócz tego, jak już wspominałam, mówiąc o łowieniu w dryfie, w typowej rynnie na środku rzeki z wypłyceniami przy brzegach czy przy wpływającym strumieniu dobrze jest urozmaicić naturalny spływ przynęty. W tym celu można blachę zatrzymywać, ruchem kija w górę podnosić, żeby zmieniała głębokość, na której płynie, i szybkość pracy. Zresztą możliwości jest dużo, trzeba kombinować. I tak np. w rozległych rynnach zarzucam przynętę na 3/4 szerokości po skosie w dół rzeki, albo w jej poprzek. Gdy już nurt porwie przynętę, to żeby utrzymać ją najdłużej w pasie wody, gdzie spodziewamy się ryby, na uniesionym kiju (tak jak w metodzie muchowej) robię mending. Mówiąc najprościej, przerzucam kijem żyłkę w kierunku środka nurtu. Woda napierając na linkę, wyniesie blaszkę w środek rynny. Gdy to nastąpi, delikatnie cofam szczytówkę i pozwalam przynęcie naturalnie dryfować. Ten manewr można powtórzyć nawet kilka razy. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale żyłka 0,35-milimetrowa działa jak linka muchowa.

Czym się charakteryzuje praca dobrej wahadłówki?
Jak sama nazwa wskazuje, wahadłówka ma się wahać na boki. Dla trociowych przynęt charakterystyczne jest także to, że powinny wchodzić również w ruch obrotowy. Jeśli prowadzimy przynętę w dryfie, w momencie naprężenia żyłki i podniesienia kija musi się ona momentalnie zacząć obracać. Niektóre modele od razu wchodzą w ruch obrotowy. W takich blachach istotne jest, żeby przy szybkich obrotach nie „rzucały" na boki, tzn. aby kotwica wizualnie wyglądała tak, jakby stała w miejscu (była przedłużeniem wahadłówki).
W momencie jakiegokolwiek zwolnienia pracy przynęty, zmiany prędkości prowadzenia, przy ruchu kijem, blacha powinna zmieniać kierunki obrotów (raz w prawo, raz w lewo).
Dobra wahadłówka zasadniczo „nie obrotowa" oprócz tego, że się obraca przy szybszym prowadzeniu, to jeszcze kolebie się na boki. Jest niestabilna wzdłuż osi podłużnej. Oprócz obrotów wykonuje inne ruchy całą konstrukcją.
Dobra przynęta to nie wszystko, trzeba jeszcze dopasować grubość blachy do uciągu wody. Jest to ważne, bo zbyt ciężka będzie pracowała za mało agresywnie, a wykonana z cieńszej blachy dobrze „wkręci" się w wodę. Nieco uogólniając, można stwierdzić, że gdy poziom wód jest średni, 12–15-gramowe wahadłówki dobrze sprawdzają się na pomorskich wrześniowych trociach.

Jakiej długości powinny być blaszki?
Raczej niezbyt duże, na pewno mniejsze niż na zimowego kelta. Również nie zdadzą teraz egzaminu idealne na letniego srebrniaka większe modele o wydłużonym kształcie imitujące śledzia. We wrześniu optymalne będą blachy długości od 5 do 7 cm. Zresztą przynęty, które na początku wymieniłem, czyli jajka i łezki, należą do średnich wahadłówek. Mają zwartą konstrukcję, zbliżoną do kształtu koła. W momencie gdy zaczynam pracować bardziej kijem, „stawiać" blachę, opuszczać, przyspieszać, zmieniać prędkość i głębokość prowadzenia, właśnie takie krótkie i zwarte modele stają się bardzo atrakcyjne w wodzie. Jest to spowodowane tym, że z jednej strony szybko startują, a z drugiej równie szybko wypadają z pracy obrotowej, wyhamowują, zmieniają kierunek, cały czas robiąc w wodzie dużo zamieszania.

Czy zdarza Ci się łowić na inne przynęty niż wahadła?
Tak, czasami sięgam po obrotówki. Robię to w miejscach, co do których mam przekonanie i wiem, że powinna w nich stać troć, a pomimo moich starań nie skusiła się na wahadłówkę.

A czy masz jakiś „swój" sposób prowadzenia tych obrotówek? Na srebrniaki, wiadomo – blisko powierzchni, często w górę rzeki, a teraz?
Staram się je prowadzić podobnie do wahadłówek. Obrotówka spełnia wszystkie warunki takiego łowienia. W momencie wrzucenia do wody skrzydełko kręci się non stop, więc prowadzenie jest bardzo podobne. Najczęściej dryfuję przynętą w głównym nurcie, tak by cały czas pracowała, pomimo że jej nie skręcam. To takie typowe spławianie w miejscach, gdzie spodziewam się ryby – krótkie, punktowe łowienie.

Jakim sprzętem łowisz?
Używam żyłki o średnicy 0,35 mm, bo ta grubość przy uciągu wody, jaki jest na naszych rzekach, utrzymuje przynętę na odpowiedniej głębokości. Przy cieńszej żyłce blacha będzie szybciej tonęła i trzeba kijem nadawać jej ruchy, żeby ją podnieść czy sprowadzić z nurtem wody. Żyłka 0,35-milimetrowa jest na tyle gruba, że opór stawiany w wodzie powoduje, iż przynęta dłużej utrzymuje się w miejscach, w których spodziewam się ryby.
Stosuje 3,35-metrowe (11-stopowe) kije. Wprawdzie ciężko się z nimi chodzi w trudnych zakrzaczonych „melinach", ale za to w trakcie prowadzenia przynęty jest dużo więcej możliwości kombinowania. Dłuższy kij jest w każdych warunkach dużo lepszy, ale jego zalety są szczególnie widoczne dopiero przy wolnym prowadzeniu ze wstawianiem blachy, łowieniem z mendingiem czy jigowaniem w dołku. Gdybym mógł, stosowałbym jeszcze dłuższe spinningi, tylko nie ma ich na rynku. Akcja wędki wcale nie musi być bardzo szybka. Ja używam wędek o pośredniej akcji – medium przechodzące w parabolik. Średnia akcja kija pozwala szczytówką zrobić różne „bajery" z blaszką, a przy holu dużej ryby parabolik daje poczucie bezpieczeństwa. Kołowrotki stosuję średniej wielkości i nie za szybkie, na ogół z przełożeniem 3 – 4:1.

Co sądzisz o tradycjach łowienia salmonidów w Polsce?
Jestem wędkarzem, który dba o zachowanie tradycji łowienia ryb szlachetnych. Zarówno jeśli chodzi o sprzęt, jak i o zachowanie na wodzie, zwracam uwagę na drobne szczegóły. Kiedyś ryby łososiowate łowiła grupa zapaleńców, która przestrzegała niepisanych zasad łowcy salmonidów. Teraz jest natłok ludzi nad wodami. Szlachetne tradycje giną. Na każdym kroku spotykamy zaśmiecone łowiska, co woła o pomstę do nieba. Jako palacz (niestety!) używam popielniczki kieszonkowej i pety zabieram do domu. Zbieram żyłki pozostawione przez wędkarzy, w które zaplątują się ptaki i zwierzęta. Swoim zachowaniem nawiązuję do tradycji łowienia łososi w Szkocji, gdzie wędkarze wychodząc nad wodę, są odpowiednio ubrani, mają markowy sprzęt, dbają o każdy szczegół, gadżet. To się stało dla nich czymś w rodzaju misterium. Łowię szlachetne ryby, a szlachectwo zobowiązuje, więc staram się przenieść to na nasze rzeki. Dbam o szczegóły, o piersiówkę napełnioną dobrą whisky i stworzenie odpowiedniej atmosfery nad wodą. Nie gnam, delektuję się pięknem przyrody. A po złowieniu troci lub łososia oddaję im odpowiedni hołd, bo takich ryb nie łowi się codziennie...

rozmowatrociarzy8

Dziękuję Ci za rozmowę. Jestem przekonany, że swoim kunsztem i podejściem do wędkarstwa zarazisz wielu nowicjuszy, a i część starych wyjadaczy przekonasz do przypomnienia sobie, jak powinno wyglądać polowanie na królewskie salmonidy. Czego Tobie, sobie i polskim wodom życzę.

Z Pawłem Nadrowskim rozmawiał Paweł Mirecki.