Gra w kolory przynęt

Przełom starego i nowego roku to dla wielu z nas czas zastanawiania się, analizowania tego co się zdarzyło i planowania przyszłości. Ja postanowiłem przeanalizować moje spostrzeżenia dotyczące kolorów przynęt i podzielić się z Wami wyciągniętymi wnioskami.

Analizując mój roczny cykl połowów, doszedłem do wniosku, że jednym z jego głównych motywów była nieustająca... gra w kolory.

losos kolor przynety2

Nieodgadniony łosoś
Zacznę może od trollingu, bo pływanie za łososiem stanowi od trzech sezonów nieodłączną część mojej wędkarskiej zimy. Ponieważ mój staż trollingowy jest tak krótki, szczegółowo analizuję każde zdarzenie z udziałem srebrnej torpedy, które ma miejsce na mojej łodzi. I tak np. miałem okazję testować nowe flashery, a ściślej mówiąc jeden model. Miałem ich kilka identycznie wyprofilowanych i pracujących, ale różniących się kolorami. Uzbrojone w nie wędki puszczałem na windach (po dwie na burtę). Wielokrotnie zdarzało się, że brania były tylko na jeden kij, pomimo tego iż (po pierwszym zdarzeniu) zestaw z drugiej burty prowadziłem na podobnej głębokości. Takie sytuacje powtarzały się na tyle często, iż skłoniły mnie do przyjrzenia się temu tematowi. No bo czyż wędkarz mógłby odpuścić taki smakowity powód do rozważań na temat przynęt? Jest znana teoria tłumacząca reakcje ryb na kolory tym, jak one są widoczne na różnych głębokościach. Pokrótce: poszczególne barwy zanikają w miarę wzrostu głębokości, o czym dobrze wiedzą nurkowie, a powinni wiedzieć także wędkarze. W wodzie krystalicznie czystej pierwszy zanika czerwony i to już na głębokości ok. 5 m. Następnie rozprasza się pomarańczowy, potem żółty (ok. 15 m), zielony (20 m), a na głębokości ok 30 m wszystko jest już fioletowo-niebieskie. Byłaby to wręcz idealna wskazówka pomagająca optymalnie wybrać kolor przynęt, gdyby nie jeden „mały” haczyk: tak to wygląda dla oka ludzkiego. A dla rybiego? Do niedawna sądzono, że ryby w ogóle nie rozróżniają kolorów. Obecnie dominuje pogląd, że ryby rozróżniają kolory, kwestią otwartą jest jednak to, w jakim stopniu dotyczy to różnych gatunków. Ryby łososiowate np rozróżniają więcej barw niż ludzie, widzą nawet barwy UV, dla nas w normalnych warunkach niedostrzegalne. Rybi wzrok jest dostosowany do warunków bytowania wielu pokoleń ich przodków. W przypadku łososiowatych mamy do czynienia z wodami najczystszymi, klarownymi, prześwietlonymi. A im więcej światła w wodzie, tym więcej widać różnych barw i ich odcieni. 

Za postrzeganie barw odpowiada źrenica oka, a dokładniej obecne w niej receptory składające się z tzw. czopków i pręcików. Te pierwsze wiodą prym, gdy światła jest dużo, a drugie zaczynają „rządzić”, gdy bodźce zewnętrzne są słabo wyczuwalne. Każdy z czopków odpowiada za inną barwę. Człowiek ma ich trzy, łososie – pięć. Oznacza to, że najprawdopodobniej dostrzegają o wiele więcej barw niż my. Jak więc łosoś postrzega barwy na dużych głębokościach, to dla nas nadal zagadka. Miałem na łodzi dni, gdy zasada rozpraszania barw dla ludzkiego oka była przez ryby obalana. Podawałem np. bardzo głęboko flashera w kolorze różowym, pociągniętego farbą UV i wyniki były świetne. Innym razem zachowywały się tak, jakby czytały naukowe opracowania, na jakich głębokościach jaki kolor jest widoczny…
Ryby łososiowate to temat bodajże najtrudniejszy, bo ich oczy są o wiele bardziej rozbudowane niż nasze i trudno nam sobie nawet wyobrazić, jak może wyglądać postrzegany przez nie świat.

kolory flasher1

kolory flasher2

Pstrągowe kontrasty
Cały początek sezonu pstrągowego 2016 poświęciłem mikrojigom podawanym na bardzo cienkiej plecionce. Przynęty te o długości ok. 1 cm kręciłem na kiełżowych hakach. Obciążone były 2–4-gramową główką , trzonek haka przyozdabiałem pasemkiem sierści lub kawałkiem pióra marabuta. Jigi przepuszczałem w dryfie w pobliżu dna, co jakiś czas podszarpując. Okazało się to skuteczne, ale ciężko stwierdzić, że przynęta działała na linię boczną ryby. Taki jig w ogóle nie pracuje, przypomina bezwładnego owada, w żadnym przypadku rybkę czy nawet pijawkę. Wabiły ryby tylko wyglądem. A ten był niewyszukany... Wszystko wskazywało na to, że najważniejsze były kolory. Gdy łowiłem na dnie piaszczystym, skuteczne były jigi czarne i ciemnobrązowe, z ewentualnym akcentem jaśniejszym, np. jednym pasemkiem crystal flasha. Z kolei na dnie ciemnym, np. zamulonym lub pokrytym gałązkami, lepsze były przynęty jaśniejsze: szare, popielate i z akcentem dla odmiany czarnym.
Na tej samej rzece, ale w mętnej podniesionej wodzie wyniki były tylko na różowe lub żółte jigi na główkach fluo. W mały kawałek żółtego twisterka na seledynowej główce pstrągi trafiały bez pudła nawet w wodzie bardzo zmąconej.
Reasumując, przynęta skuteczna musiała być w barwach kontrastujących z otoczeniem.

Wszystkie barwy ciernika
Jak co roku w marcu z kolegami wyjechałem na łososie, pstrągi arktyczne i trocie żyjące w wodach wielkiego, głębokiego i krystalicznie czystego jeziora. Łowiliśmy je na niewielkie muchy tubowe podawane na spidolino. Głównym pokarmem tych ryb są tam cierniki, których nieprzebrane kuliste ławice przemieszczały się w toni. Bo tylko nam się wydaje, że te małe, kolczaste rybki to bezwartościowy, chudy i ościsty chwast. Ryby łososiowate są innego zdania, a jak się dobrze przyjrzeć ciernikowi, to się okaże, że jest to rybka tłusta, dobrze odpasiona na ikrze innych gatunków. W każdym razie warto zapamiętać, że w każdej wodzie, gdzie są cierniki, imitujące je przynęty są bardzo skuteczne na ryby łososiowate.
Jak wygląda taka mucha tubowa? Otóż składa się ona z plastikowej rurki, na którą nawleczony i umocowany jest mylar tubing, na grzbiecie – trochę sierści farbowanego lisa, najczęściej koloru czarnego, a do tego dwa kawałki crystal flasha, aby tę ciemną barwę czymś złamać.
Jeszcze wrócę na moment do warunków łowienia, bo jest to bardzo ważne. Otóż podawaliśmy takie muchy tuż pod powierzchnią wody, maksymalnie do metra w głąb. Muchy nie były niczym dociążone, a mogliśmy nimi rzucać dzięki spidolino pływającemu lub intermedialnemu. Woda jest tam tak czysta, że stojąc na brzegu, na skałach, dosłownie na wyciągnięcie ręki widać było głaz, pozornie tuż pod powierzchnią aż się chciało na nim postawić nogę. Widać go było bardzo dokładnie, a on był na głębokości... 10 m.

koloty ciernik1

koloty ciernik2

Wracając do przynęty, mimo iż nie mieliśmy praktycznie żadnych strat w wabikach, każdy z nas miał pudełko wypełnione takimi muchami. Kilkadziesiąt sztuk, ale każda minimalnie inna. Otóż konieczne było dopasowanie wzoru muchy w zależności od sfalowania wody, pory dnia, zachmurzenia lub nasłonecznienia. A dopasować kolor można było tylko stale zmieniając wzory w kolejnych rzutach. Ciężko tu znaleźć jakąś regułę, prawidłowość. Co prawda ciernik nie ma jakichś wymyślnych barw: ciemny grzbiet, jasny brzuch i błyszczące boki. Ale wariacji na temat tych kolorów jest mnóstwo. Gdy niebo było pochmurne, trafione były wzory ze srebrnym, odblaskowym brzuchem, doskonale widoczne od dołu na tle ciemnego nieba. Gdy zaś było więcej słońca, ten jasny brzuszek musiał wpadać w kolor zielony albo niebieski. Z kolei grzbiet to też rzecz do ustalenia, bo czasami trzeba go wzbogacić kilkoma stosinami niebieskiego albo zielonego pióra, co w oczach ryb zmienia tę przynętę całkowicie. Wnioski jakie wyciągnąłem z tej wyprawy były takie, że wzrok ryb łososiowatych jest wręcz doskonały. Ryby widzą i rozróżniają szczegóły, które nam wydawać by się mogły nieistotne, a to właśnie dbałość o nie bywa kluczem do wędkarskiego sukcesu.

Kolorem w rzekę
Opowieści o rzecznych trciach i kolorach stosowanych na nie przynęt mógłbym snuć godzinami, tym razem jednak spróbuję ograniczyć się do kilku konkretnych obserwacji. 
Jak już wspomniałem, w wodzie najpierw zanika kolor czerwony, potem pomarańczowy. W wodzie czystej czerwień rozprasza się poniżej 5 m głębokości, ale w wodzie mętnej wystarczy niecały metr. Taką mętną wodę nieść może np. wezbrana rzeka trociowa. W związku z tym zastanawiające jest upodobanie przez wędkarzy i ryby kolorów czerwonego i pomarańczowego, czyli barw typowych dla woblerów „strażaków” albo dla równie skutecznych flagowców. Są to przynęty, których łowności nie mam zamiaru podważać. Jednak nie zawsze są one tak samo skuteczne. Wbrew pozorom lepiej działają gdy woda jest... klarowna, a nie mętna. W mętnej wodzie lepsze efekty mam na woblery w kolorze seledynowym fluo, który potrzebuje mniej światła, aby być dostrzeganym. Dobre będą wtedy także kolory ciemne, co jest kompletnie wbrew naszej logice, ale rybom to jak widać nie przeszkadza, co zresztą potwierdza praktyka. W ostatnich latach zacząłem eksperymentować, domalowując na przynętach kropki lakierami UV (do paznokci). Jak to w wędkarstwie trociowym bywa, tak i pewnie w tym przypadku jest, że wiara w przynętę i sztuczki szamańskie przy niej zastosowane czyni cuda. Jakby nie było, to działa.
Barwy naturalne, np. potokowca albo tęczaka, są dobre na trotki, ale ja stosuję je tylko gdy woda jest klarowna. Wtedy ryby mają możliwość je dostrzec, obejrzeć i podziwiać skrupulatnie wymalowane detale, kropki i cętki, zanim zaczną je one denerwować na tyle, aby kłapnęły paszczą celem odpędzenia lub pożarcia intruza.

kolory sandacz


Mętnooki snajper
Gdy wraz z kolegą testowałem przynęty jednej z firm, postanowiliśmy przeprowadzić pewien eksperyment. Otóż zdecydowaliśmy się łowić tymi samymi modelami gum, na tej samej głębokości (ponad 10 m), z tą samą gramaturą główek, podobnymi technikami i oczywiście na jednej łodzi. Po paru godzinach spinningowania w pochmurny dzień udało nam się ustalić prawidłowość, że najbardziej łowny w tych warunkach był kolor ciemnej wiśni wpadający w czerń. Teoretycznie jest to logiczne, bo czarny jest kolorem najbardziej kontrastowym, gdy patrzymy od dna w stronę powierzchni wody. Intrygujące było coś innego, a mianowicie to, że na dużej głębokości i w mętnej wodzie ryby były w stanie różnie reagować na kolory przynęt. Przecież światło tam na pewno już nie docierało, a jeżeli to w znikomych ilościach... Przynajmniej dla oka człowieka.
Oko sandacza to jednak zupełnie inna sprawa. Ma ono mniej czopków niż ludzkie, bo tylko dwa. Odpowiadają one za postrzeganie barw żółtej, pomarańczowej i zielonej, co żadnego sandaczowca nie powinno dziwić, to przecież kolory typowe dla przynęt na te ryby. Sandacze mają jednak, tak samo jak ludzie, pręciki odpowiedzialne za przechwytywanie słabych źródeł światła (odcienie szarości), mają ich jednak znacznie więcej niż my. Potrzeba im więc znacznie mniej światła, aby móc cokolwiek dostrzegać.
Ale to nie wszystko. Słynne „mętne” oko sandacza to efekt obecności w nim tej samej substancji, która pokrywa łuski ryb (guanina). Działa ona tak, że odbija światło niczym lustro, rzucając je na pręciki. Powoduje to około dwukrotny wzrost ilości światła padającego na pręciki, ze wszelkimi konsekwencjami w postaci doskonałego widzenia w absolutnym (dla nas) mroku.
Wróćmy jednak do eksperymentu. Kolejny jego dzień był słoneczny. Inne warunki a więc i inny kolor wyszedł na prowadzenie. Tym razem padło na seledyn. Odwrotnie niż logika nakazuje, ciemna przynęta działała w pochmurny dzień, a jaskrawa, gdy dużo promieni światła wpadało do wody. Dlaczego tak się stało? Może dlatego, że gdy woda jest mało prześwietlona drapieżniki, a raczej ich wzrok przestawia się z widzenia „w kolorze” (czopkami) na widzenie w odcieniach szarości (pręcikami) i na odwrót.
Innym razem, gdy łowiłem sandacze na Zalewie Czorsztyńskim, stosowałem m.in. gumy w kolorze marchewki. Na wodzie o głębokości 20 m ten kolor jest dla człowieka niewidoczny, a tym bardziej drobne detale jego wyglądu. Tymczasem zamiana marchewy na taką samą, ale z ciemnym brokatem, powodowała wyraźny zanik brań. Powrót do czystego pomarańczu sprawiał, że sandacze na powrót zaczynały się interesować przynętą. Tym razem wytłumaczenie i postawienie wniosków pozostawiam Wam, bo ja czuję się w tej kwestii bezsilny.

 


***

Wiemy, że ryby rozróżniają kolory, ale zawsze musimy szukać jak najlepszego sposobu wykorzystania tej wiedzy. Nic nie ma podanego na tacy, żadnej gotowej recepty. O niektórych gatunkach wiemy to i owo, i możemy próbować to wykorzystać, nadrabiając wyobraźnią niedostatki informacji. Trzeba stale kombinować, szukać i myśleć. I tak oto mimo stałego postępu nauki i techniki gra w kolory z rybami toczy się dalej.