Letnia noc na jeziorze

Pełnia lata kojarzy się spinningistom z zastojem na jeziorach. Nic dziwnego: upał, tłumy kąpielowiczów i wodniaków, zakwity, a na dodatek masa tzw. wędkarzy urlopowych. Bywa, że naprawdę trudno się dopchać do wody, ale warto próbować, bo wyniki mogą być całkiem niezłe.

Aby móc liczyć w środku lata na udane połowy szczupaków, sandaczy i okoni na wodzie stojącej, należy wybrać się nad duże i głębokie jezioro – naturalne lub sztuczne. Dziś skupię się tylko na tych pierwszych, bo łowienie w zaporówkach to zupełnie inna bajka.

Chłodna woda

Letnia nocRozmiary i głębokość zbiornika sprawiają, że woda w nim nie nagrzewa się tak bardzo jak w płytszych jeziorach, co dla chłodnolubnych (z wyjątkiem suma) drapieżników jest prawdziwym dobrodziejstwem. Nawet w takich zbiornikach trzeba unikać płytkich, szybko nagrzewających się zatok, a szukać głębszych akwenów, w których stosunkowo chłodna, natleniona woda poprawia szczupakom i sandaczom komfort bytowania i chroni przed popadnięciem w swojego rodzaju letarg. Znalezienie takiego miejsca, w którym drapieżniki za dnia stoją przy dnie, nie oznacza jednak, że będziemy ich szukać właśnie w tej strefie wody. Owszem, można, ale znacznie lepsze efekty osiągniemy, łowiąc zupełnie inaczej. Ale po kolei...

Jednym z kluczowych dla wędkarza elementów warunków atmosferycznych panujących na łowisku jest wiatr. Wywołuje on fale, które z kolei sprzyjają mieszaniu się różnych warstw wody, wynosząc bliżej powierzchni chłodną wodę znad dna. Te same fale bijące w brzeg sprawiają, że po stronie nawietrznej kręci się drobnica, a za nią podążają drapieżniki. Kto ma wybór między brzegiem osłoniętym od wiatru a sfalowanym, powinien zawsze wybrać ten drugi (w granicach rozsądku rzecz jasna). Słowem, fala jest sprzymierzeńcem wędkarza jeziorowego.


Najpierw rozpoznanie

Ciekawy sposób łowienia w pełni lata zaobserwowałem w Szwecji i z dobrymi efektami przeniosłem taktykę Skandynawów na nasze rodzime jeziora. Co prawda oni łowili przede wszystkim nowoczesną metodą wertykalną, której stosowanie u nas jest co najmniej dyskusyjne w świetle obowiązujących przepisów, ale ich taktyka sprawdza się również w czasie klasycznego łowienia z rzutu.

Letnia noc na jeziorze1Letnia noc na jeziorze2

Polegała ona na tym, że w ciągu dnia pływali po jeziorze z echosondami i szukali skupisk drobnicy, pod którymi dawało się dostrzec na wyświetlaczu pojedyncze echa dużych ryb stojących tuż przy dnie. Nie próbowali jednak ich łowić, tylko „wbijali" dane miejsce do GPS lub stawiali przy nim marker i ruszali w dalsze poszukiwania. Gdy mieli już takich miejsc wystarczająco dużo, trzy godziny przed zachodem słońca zaczynali drugą rundę, już z wędkami w dłoniach. Właśnie bowiem w czasie ostatnich godzin przed zmierzchem jeziorowe drapieżniki zaczynają się podnosić do biernie wcześniej śledzonych ławic drobnicy, głodne i agresywne. Na to tylko czekali Skandynawowie, łowiąc wertykalnie w namierzonych wcześniej miejscach. Po zapadnięciu całkowitych ciemności zaczynali klasycznie spinningować w toni lub zakładali wobler i przerzucali się na trolling.

Nasi jeziorowi wędkarze łowienie ryb na sztuczne przynęty po ciemku nadal uważają za bezsensowne. O ile rzeczni spinningiści już dawno się przekonali, że noc oznacza doskonałe brania, o tyle nad wodami stojącymi nadal króluje konserwatyzm rodem chyba z czasów PGRyb, kiedy to nie można było wędkować nocą z przyczyn regulaminowych. Ale te czasy to już przeszłość i nic nie stoi na przeszkodzie, aby wykorzystywać wyjątkowy czas letniego, nocnego żerowania drapieżników.

Letnia noc na jeziorze3Letnia noc na jeziorze4

W polskich realiach wygląda to jednak nieco inaczej niż w Skandynawii (pomijając nawet kontrowersyjny zakaz wędkowania w pionie). Przede wszystkim w jeziorach mazurskich w rezultacie „gospodarki" zawodowych rybaków została zachwiana równowaga biologiczna. Dużych ławic drobnicy jest dziś zdecydowane więcej niż kiedyś, natomiast pilnujących ich drapieżników zdecydowanie mniej niż powinno być w zdrowym ekosystemie. Nie wystarczy zatem znaleźć drobnicę, trzeba namierzyć stado pilotowane przez drapieżniki. Posiadacze echosondy mają znacznie ułatwione zadanie, wielu jednak wędkarzy nadal uważa to urządzenie za rzecz niegodną „prawdziwego" łowcy (ich problem...), a innych niestety zwyczajnie na nią nie stać. Nie ma w tym oczywiście nic złego i wbrew pozorom można sobie dobrze poradzić także bez niej. Wszystko wprawdzie trwa trochę dłużej i wymaga sporo cierpliwości, ale łowić jak najbardziej się da.

Letnia noc na jeziorze5Letnia noc na jeziorze6

Jeśli ktoś nie korzysta z echosondy, powinien bardzo uważnie rozglądać się w poszukiwaniu śladów obecności małych rybek: oczkowania, spławów itp. Idealną wskazówką jest – jak w dawnych czasach – kipiel powstająca, gdy drobnica jest atakowana przez ptactwo i okonie. Można tylko liczyć, że głęboko pod tym wszystkim stoją duże drapieżniki czekające na zapadnięcie nocy.

Ja wolę zacząć łowić jeszcze w dzień, aby zabić czymś czas. Jest to tylko przygrywka do prawdziwego wędkowania, które rozpocznie się pod wieczór. Latem rzadko się zdarzało, aby w dzień moja przynęta została zaatakowana przez wyrośnięty okaz sandacza; już prędzej trafiają się szczupaki i okonie. Dlatego z niecierpliwością oczekuję zmierzchu, kiedy to większość wędkarzy zacznie spływać do przystani, narzekając na brak brań, a drapieżniki stają się aktywne.



Miejscówki

Jest pięć typów miejsc, w których szukam ławic drobnicy, pływając z echosondą: typowo sandaczowy spad z brzegu na głęboką wodę, bezpośrednie sąsiedztwa „głębokich" górek podwodnych, daleko wychodzące w wodę kamieniste cyple, rozległe blaty rozciągające się na głębokości 6–8 m i rafy znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie głębi (dla uproszczenia będę tak nazywał duże powierzchniowo górki lub rozległe żwirowe zejście dna od brzegu). Trzy pierwsze typy są doskonale znane wędkarzom, więc najczęściej są stale obławiane i przez to przełowione. Z kolei czwarty typ, czyli płaskie blaty, są odwiedzane rzadziej, być może ze względu na pewną „monotonię" dna, która oznacza także trudne, wręcz nudne wędkowanie. Ale kto wie, może właśnie dzięki temu nadal można tam liczyć na duże ryby? Rafy, a raczej ich spadki są chętnie obławiane, ale najczęściej tylko w tradycyjny, „opadowy" sposób. Tymczasem po zapadnięciu zmroku należy się skupić głównie na samej rafie, nawet gdy jest ona stosunkowo płytka (2–3 m). Drobnica pływająca za dnia w jej okolicach w nocy zapędza się na nią, a z sąsiadujących głębi podążają jej śladem drapieżniki...

Letnia noc5

Sposoby obławiania takich miejsc przedstawiają rysunki.Na pierwszej parze rysunków widać spady dna od brzegu na głęboką wodę. W ciągu dnia (rys. 1) drapieżniki stoją przy dnie, gdzie próbuję je skusić, łowiąc z opadu. Gdy zaczyna się ściemniać (rys. 2), przenoszą się wyżej. Na jaką głębokość? To można ustalić, kierując się wskazaniami echosondy albo eksperymentalnie, prowadząc przynętę skokami w toni na głębokości np. najpierw 2 m, następnie metr głębiej itd. Dzięki temu można w końcu znaleźć warstwę wody, w której żerują duże ryby. Analogicznie postępuję, obławiając stoki górek i wychodzące na głęboką wodę cyple. W dzień jest to klasyczne sprowadzanie przynęty skokami na coraz głębszą wodę (warto poeksperymentować z szybkością opadu, zmieniając ciężar główek), a w nocy – bujanie nią w toni. Druga para rysunków pokazuje, jak to wygląda na płaskim blacie. W dzień (rys. 3) łowię przy samym dnie lub tuż nad nim (do wysokości 2 m). W miarę podnoszenia się ryb do góry (rys. 4) „przesuwam się" za nimi i prowadzę przynęty w pół wody, a w końcu pod powierzchnią. Ostatnia para rysunków obrazuje sposób łowienia na rafach. W dzień (rys. 5) klasyczny opad jak na stokach górek i spadkach brzegu, w nocy (rys. 6) płytkie, wolne prowadzenie przynęty z delikatnym jej „bujaniem".



Przynęty, zmysły, instynkty

We wszystkich przypadkach z powodzeniem można się posłużyć przynętą gumową, zmieniając tylko wagę jej uzbrojenia w zależności od głębokości prowadzenia i szybkości opadu, z jakim chcemy łowić. Do spinningowania o zmroku i po nim stosuję duże, 15-centymetrowe rippery i twistery. Bardzo dobre są również pływające, głęboko schodzące 12–20-centymetrowe woblery, jak też duże wahadłówki, np. w kształcie listka wierzby, wykonane z blachy na tyle lekkiej, aby dobrze pracowały w opadzie.

Spotkałem się z opiniami, że gumy i woblery o bardzo delikatnej, migoczącej pracy są dobre na łowiska rzeczne, na jeziorze natomiast najlepiej jest zaufać nieśmiertelnemu kopytu, które szeroko zamiata ogonem i przez to prowokuje drapieżniki, oddziałując nie tylko na ich wzrok, ale i linię boczną. Wszelkie przynęty o delikatnej, często niezauważalnej pracy mają być w myśl tej szkoły mniej skuteczne na łowiskach jeziorowych. Nie mogę się z takimi opiniami zgodzić. Praktyka wykazuje co innego: pierzaste jigi czy jaskółki (gumy z ogonkami zakończonymi właśnie w jaskółczy ogon), czyli przynęty o bardzo delikatnej akcji prowadzone z bujaniem w toni wręcz idealnie prowokują drapieżniki (bardzo łowne są też przynęty dropshotowe podawane na główkach jigowych). Tak więc w dzień na wodach stojących warto sięgać również po wabiki, które oddziałują przede wszystkim na zmysł wzroku. Innymi słowy, nie warto być upartym konserwatystą, tylko korzystać z możliwie wielu propozycji współczesnej oferty przynętowej, kusząc ryby na najróżniejsze sposoby. W końcu któryś z nich okaże się w danych warunkach prawdziwie skuteczny.

Letnia noc4

Ujmując sprawę szerzej, działanie na różne zmysły i instynkty drapieżników przybiera odmienne formy. Ot, choćby znany od dawna trik ze zbrojeniem kopyta odwróconego o 180º, tzn. z płetwą ogonową skierowaną w górę. W ten sposób nie tylko uzyskujemy inny rodzaj wyraźnej pracy, ale także działamy na zmysł wzroku. Gumy często mają ciemny grzbiet i jasny brzuch, imitując barwy ochronne drobnicy. Drapieżniki stoją niżej niż ich potencjalne ofiary i obserwują je z dołu. Jasny brzuch drobnicy powoduje, że maskuje się ona na tle nieba. Po odwrotnym uzbrojeniu guma staje się bardziej widoczna.

Przyjrzyjmy się przez moment samemu kultowemu kopytu – czy ktoś kiedyś widział rybkę tak ostro zamiatającą ogonem? A barwy fluo i inne żarówiaste? Czy przynęty w tych kolorach mają imitować coś, co występuje w przyrodzie? A popularna obrotówka? Nikt chyba nie będzie się upierał, że naśladuje ona jakikolwiek naturalny pokarm.

Reasumując, przynęta może działać na rybi wzrok, linię boczną oraz – o czym za chwilę – na zmysł węchu. Na uwagę zasługuje także rozróżnienie między imitowaniem naturalnego pokarmu a działaniem na instynkt drapieżnika. Na przykład gdy leniwie prowadzony wobler w polu widzenia ryby wykona nagle gwałtowny skok, jest bardzo prawdopodobne, że zareaguje ona atakiem. Jeśli coś ucieka, to trzeba to coś zaatakować. Tak właśnie działa instynkt drapieżnika. Dlatego nie ma się co bać stosunkowo szybkiego chwilami tempa prowadzenia przynęty, po którym następuje swobodny opad.

Jest jeszcze tzw. terytorializm, widoczny np. u sandaczy. Wykorzystując tę cechę drapieżnika, można sprowokować go do ataku, mimo że w danym momencie nie żeruje. W tym celu trzeba mu „podać" dużą agresywną (pracą i kolorem) przynętę.

Wróćmy jednak do łowienia o zmierzchu i po nim. Wprawdzie szczupak i sandacz w dużej mierze są wzrokowcami, ale o tej porze proponuję zacząć wędkowanie na przynęty działające także na ich linię boczną, czyli takie, które odczuwalnie „mieszają" wodę, oraz (dodatkowo) na wspomniany wcześniej zmysł węchu. Szczerze przyznam, że długo uważałem, iż atraktory do sztucznych przynęt mogą być co najwyżej przydatnym w pewnych sytuacjach dodatkiem.

Są jednak fakty, z którymi nie sposób polemizować. W krajach, w których obowiązują normalne przepisy wędkowania, a słowo „beton" kojarzy się jedynie z umocnieniami brzegowymi, gdy ryby są ospałe i wymagają wolnej prezentacji przynęty (również po zmierzchu), nie ma chyba nic skuteczniejszego niż spinningowanie martwą rybką podawaną na systemie Drachkovitcha. Również znana z rodzimego podwórka praktyka łowienia drapieżników z gruntu na nieruchomego trupka wskazuje, że węch podczas żerowania drapieżników odgrywa dużą rolę. Częste są przypadki, że sandacze podnoszą leżącą nieruchomo na dnie gumę nasączoną atraktorem. Trudno takiego zachowania ryby nie przypisać zmysłowi węchu.

Letnia noc3

Pamiętam też, że gdy w zamierzchłych czasach łowiłem na gumy przypadkowej produkcji, straszliwie śmierdzące jakąś chemią, ryby nie miały nic przeciwko nim. Reasumując, kwestia wrażliwości ryb na zapachy przynęt może być równie niejednoznaczna jak reakcja na ich wygląd i pracę. Tak czy inaczej, nie zaszkodzi spróbować „smrodów" w trakcie nocnego łowienia, bo być może właśnie w ten sposób uda się rybę skusić do brania.

Na rynku jest już dostępna szeroka gama „cuchnących" przynęt. Są one jednak znacznie droższe od tradycyjnych. W „wersji ekonomicznej" wystarczy kawałek gąbki nabić na główkę jigową, którą następnie zbroimy gumę (używając filcu, przyklejamy go od spodu główki). Psiknięcie atraktorem w sprayu lub zanurzenie w pojemniku sprawi, że założona na hak gąbka nasiąknie w wystarczającym stopniu. I jeszcze jedno, niektóre atraktory zawierają brokat wytwarzający interesującą chmurkę czy też smugę w miejscu prowadzenia przynęty.



Techniki nocnego prowadzenia

Gumy.
Tu sprawa jest stosunkowo prosta. Podstawą jest bujanie w toni, w czasie którego przynęta uzbrojona w lekką główkę wykonuje łagodne skoki i równie łagodnie opada przez 4–5 s na napiętej lince. Nadaję jej ruchy wyłącznie kołowrotkiem, tylko co jakiś czas podszarpując z nadgarstka, aby guma wykonała nagły, krótki skok i równie nagle się zatrzymała. Jest to jednak, podkreślam, ożywianie przynęty, a nie jej podbijanie.


Wahadłówki.
Prowadzimy je podobnie jak gumy, tyle tylko, że faza nawijania jest nieco dłuższa, bo wykonujemy ok. 8 obrotów korbką. Także tu warto stosować zmienne tempo prowadzenia.


Woblery
stosuję pływające, głęboko schodzące i neutralne (tzw. intermedialne). W tym przypadku mamy o wiele większe możliwości, bo możemy stosować 3 techniki prowadzenia – osobno lub w dowolnych kombinacjach: równomierne prowadzenie, podszarpywanie à la jerkowanie oraz zwijanie z przerwami, w czasie których przynęta pomalutku unosi się do góry (modele pływające) lub zawisa w toni (modele intermedialne). Trzeba tylko dbać o stały kontakt z nią i – uwaga – właśnie wtedy dobrze jest delikatnie szarpnąć szczytówką. Wynurzający się lub stojący bez ruchu wobler wykona gwałtowny podskok, który działa na drapieżniki wyjątkowo prowokująco.



Akcesoria

Plecionka.
Nie wyobrażam sobie w ogóle łowienia żyłką opisywanymi sposobami. Jest to pozbawione sensu, bo duże przynęty stawiają wodzie znaczny opór i nie ma mowy o kontrolowaniu i dodatkowym pobudzaniu ich pracy na rozciągliwej żyłce.

Letnia noc2

Przypon.
Stosuję tylko i wyłącznie przypony wolframowe. O ile w dzień rozsądnym minimum jest długość 25 cm, o tyle w nocy bez 40 cm nie ma co zaczynać. Ryby, które po zmierzchu odrywają się od dna, robią to po to, aby żerować. Są głodne i agresywne, walą w przynętę z całej siły i od razu połykają ją głęboko. Ryby się nie patyczkują, i my również powinniśmy łowić grubo, nie bawiąc się w subtelności. Dlatego przypony muszą być długie i należy co jakiś czas sprawdzać, czy nie są załamane, skręcone lub w inny sposób osłabione. I bez obaw, nocą wolframy można stosować nawet na łowisku typowo sandaczowym, gdzie tylko co jakiś czas trafia się szczupak. Nie pogarszają łowności przynęty.


Dryfkotwa.
O ile górki i spady brzegowe obławiamy, stawiając łódź na kotwicy, o tyle na blatach korzystny jest wolny dryf. Jeśli wiatr jest zbyt silny, warto postawić dryfkotwę. Szerzej o tym bardzo praktycznym żeglarskim wynalazku napiszę w następnym numerze.


Światło.
Nocą trzeba mieć na łodzi m.in. latarkę czołową z zapasowymi bateriami, oraz... flesz z aparatu fotograficznego. Jedno błyśnięcie sprawi, że przynęta fluo nabierze blasku na długi czas. Przydatne bywają też świetliki, które można włożyć do wnętrza gumy. Niektóre modele mają na to specjalną kieszeń, ale można sobie poradzić i bez tego. Po prostu wpychamy świetlik pod hak, tam gdzie guma i tak jest już nim usztywniona.


Nocą na łodzi czy pontonie musi panować porządek. Wszystko powinno być poukładane i pod ręką: chwytak lub podbierak, mata do odhaczania ryb, miarka, waga, pudełka z przynętami, nieprzemakalny i pływający pojemnik na cenne drobiazgi itp., itd. Wszystko po to, aby łatwiej było zachować ciszę na pokładzie. Nocą bywa, że ryby biorą raz za razem i jeśli tylko w czasie holu, podbierania i odhaczania zachowamy ciszę, możemy się spodziewać w niedługim czasie kolejnej zdobyczy.