Drop shot – sposób na leniwe okonie

Przełom kwietnia i maja to idealny okres na łowienie okoni. Ryby te są już po tarle i na ogół są skłonne do wzmożonego żerowania.

Przyroda wychodzi im naprzeciw, oferując nieprzebrane stada świeżego wylęgu rojącego się na wygrzanych słońcem płyciznach. Bez względu na to, czy wybierzemy się nad zbiornik zaporowy, jezioro czy starorzecze, podstawowym „sposobem" na znalezienie okoni jest zlokalizowanie ławic drobnicy. Nie jest to trudne. Musimy się skierować tam, gdzie płytka woda jest najbardziej wystawiona na działanie promieni słonecznych. Po wytypowaniu takiego akwenu czas na uważną obserwację, gdyż często na powierzchni wody (lub w płytkiej przejrzystej toni) widać kotłującą się drobnicę. Pod nią zaś czają się garbusy. Jeśli żerują aktywnie, można je łowić na wszystkie popularne przynęty spinningowe. Doskonale reagują na gumy, wahadłówki, woblery... Kiedy jednak są ospałe, leniwe i nie chcą żerować, warto sięgnąć po zestaw z bocznym trokiem. Długości zarówno przyponu, jak i troka do ciężarka dobiera się w zależności od warunków łowienia i temperamentu ryb. Jest to temat tak obszerny, że teraz ograniczę się tylko do stwierdzenia, że im ryby są bardziej leniwe, tym większa powinna być długość przyponu (nawet do 1,5 m).
Boczny trok jest równie popularny, jak skuteczny, choć i on nie zawsze przynosi oczekiwane efekty. Gdy okonie nie robią sobie nic z naszych starań, zanim się poddamy, lepiej sięgnijmy po młodszego brata bocznego troku – zestaw drop shot. Różnią się między sobą nie tylko konstrukcją, ale także możliwością zupełnie innej prezentacji, która przydaje się, kiedy okonie są w łowisku, stoją przy dnie, „pilotują" drobnicę, ale z jakichś przyczyn nie kwapią się do jej atakowania. W takiej sytuacji wabik należy im podać stacjonarnie, grać nim przed pyskami tak długo, aż któryś nie wytrzyma i kłapnie paszczą.

Drop shot
Drop shot nadaje się do takiego łowienia idealnie. Można nim łowić wolniej niż „boczniakiem", dłużej prezentować wabik w jednym miejscu i to jest właśnie jedna z przyczyn jego skuteczności. Jeśli podczas łowienia bocznym trokiem nie możemy się doczekać brań, warto przezbroić wędkę na zestaw rodem z USA.
W tym miejscu aż się prosi, by poświęcić kilka zdań „odwiecznemu" problemowi polskich wędkarzy, czyli nieszczęsnemu zakazowi łowienia w pionie „przez podnoszenie i opuszczanie przynęty w sposób ciągły". Daruję sobie (i Wam) rozważania na temat sensowności tego przepisu. Chcę tylko zwrócić uwagę, że nasz Związek pod tym względem wpuszcza wędkarzy na przysłowiową minę. Dlaczego? Dlatego, że w obowiązującym Regulaminie Amatorskiego Połowu Ryb, opublikowanym na oficjalnej stronie internetowej Związku, nie ma ani słowa o łowieniu „przez podnoszenie... itd." Wydawać by się mogło, że skoro nie jest to zabronione, to musi być dozwolone. I tu właśnie jest ukryta pułapka (wierzę, że przez zwykłe niedbalstwo): łowienie „przez podnoszenie i opuszczanie przynęty w sposób ciągły" jest kategorycznie zabronione ustawowo. A ustawa o rybactwie śródlądowym jest w stosunku do RAPR dokumentem nadrzędnym...

Drop shot2
Na szczęście drop shotem można łowić nie tylko w pionie, choć w ostatnich latach ta metoda przeżywa prawdziwy boom i rozwija się (poza Polską...) w błyskawicznym tempie. Klasyczny „drops" przekształcił się w metodę vertical jigging, w której nie używa się już ołowianych ciężarków zakładanych osobno na linkę. Przynęty są tu zbrojone specjalnymi główkami jigowymi, a samo posługiwanie się nimi przypomina zimowe łowienie na mormyszkę z użyciem echosondy. Jest to niezwykle emocjonująca i równie skuteczna metoda.
Wracając jednak do polskich łowisk, drop shot doskonale sprawdza się w sytuacji, kiedy przynętę zarzucamy klasycznie, daleko od siebie. Możemy wtedy zgodnie z wszelkimi przepisami i własnym sumieniem korzystać z zalet tego rodzaju łowienia, a są nimi długa prezentacja przynęty w jednym miejscu oraz... wabiące działanie ciężarka.
Zadaniem ołowiu jest kotwiczenie zestawu w wybranym miejscu (dlatego ciężarek musi być cięższy niż w przypadku łowienia na boczny trok), gdy wędkarz podszarpuje przynętę ruchami szczytówki. Nie może być on jednak za ciężki, aby można było go przestawić umiarkowanie mocnym ruchem kija. Właśnie w czasie tego przestawiania często następuje branie okonia, który wcześniej obserwował drgającą gumę i tylko czekał na jej zdecydowany ruch. Dodatkowo ruchy ciężarka podczas przestawiania powodują wzburzenie osadów dennych, co intryguje okonie, a także działa wabiąco na ich pokarm, czyli drobnicę.
Przynęt do drop shota jest bez liku. Mogą to być imitacje ryb, wodnych bezkręgowców, jaszczurek itp. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że często zdarzają się przyłowy w postaci białorybu. Bo niby czemu leszcz, lin czy karp mieliby sobie odmówić przekąski w postaci rosówki wabiąco falującej tuż nad dnem?
Jakiś czas temu przekonałem się o tym naocznie, kiedy wraz z kolegą złowiliśmy na „dropsa" po ładnym linie. Nigdy wcześniej ani później nie udało mi się dokonać takiej sztuki. Prawdopodobnie wstrzeliliśmy się wtedy z przynętami w bieżące menu linów. Nasze wabiki musiały do złudzenia przypominać kształtem, kolorem i zachowaniem pokarm, którym te ryby się wówczas opychały.
Przynęty dropshotowe, bez względu na kształt, mają jedną wspólną cechę: nie pracują poziomo jak twistery czy rippery (tzn. nie zamiatają ogonem), lecz tylko wpadają w drgania na skutek podszarpnięć. Wykonane są bowiem z bardzo miękkiego silikonu, który zaczyna wibrować nawet przy najlżejszym ruchu szczytówki. Mało tego, ich miękkość powoduje, że ryby nie tylko bez żadnych podejrzeń dłużej trzymają je w pyskach, ale i regularnie ponawiają na nie chybione ataki.

Drop shot5
Drugim elementem zestawu drop shot jest ciężarek. Klasyczne modele są mocowane do linki za pomocą zaczepu, który umożliwia dowolne skracanie i wydłużanie odcinka żyłki między ciężarkiem a przyponem. Jest to rozwiązanie bardzo wygodne, ale prawdę mówiąc w naszych warunkach zbędne. Można się doskonale obejść zwykłą łezką z wtopionym krętlikiem. Kule i pałeczki mają zastosowanie przede wszystkim w klasycznej, wertykalnej postaci drop shota. Podczas łowienia z rzutu lepiej sprawdza się łezka – kształt najbardziej uniwersalny. Ma ona tendencje do lekkiego klinowania się na dnie, co pozwala lepiej zakotwiczyć zestaw.
Podobnie wygląda sytuacja z mocowaniem na klips. Pozwala ono elastycznie zmieniać odległość wabika od ołowiu, ale to także ma znaczenie raczej tylko przy łowieniu wertykalnym. Podczas łowienia z rzutu linka biegnie pod ostrym kątem w stosunku do dna i przy każdym „przekotwiczeniu" zestawu przynęta i tak jest nad nim coraz wyżej. Łowimy w końcu na płaskich na ogół blatach, pozbawionych ostrych spadów, a na dodatek płytkich. Nawet tuż pod nogami przynęta nie unosi się nad dno wyżej niż na 1 m, a na taką wysokość nawet ospały okoń powinien się poderwać, jeśli go tylko skutecznie sprowokujemy. Manipulowanie odległością ciężarka od przynęty przydaje się za to na wodzie głębszej lub podczas obławiania z łodzi stoków górek.
Wiązanie zestawu drop shot może być dla niektórych skomplikowane, ale dziś są już dostępne „gotowce", które wystarczy wyjąć z opakowania i zawiązać do żyłki czy plecionki.

Drop shot4
Ciekawym patentem jest dowiązanie ciężarka na kawałku (10–20 cm) gumy (amortyzatora) używanej przez wędkarzy spławikowych. Mała rzecz, a efekty rewelacyjne. Po pierwsze, wzbogaca repertuar ruchów przynęty, która już nie tylko drga w rytm podszarpnięć, ale także wykonuje dodatkowe skoki w miarę jak guma rozciąga się i kurczy. Po drugie, ruchy te podczas łowienia z rzutu są nie w pionie, tylko po skosie, tak jak biegnie linka. Przynęta zatem skacze do przodu po czym się cofa. W połączeniu z dygotaniem idealnie prowokuje to ospałe drapieżniki. Po trzecie wreszcie, dobranie gumy słabszej niż linka powoduje, że przynajmniej część zaczepów kończy się utratą tylko zaklinowanego na dnie ciężarka. Trzeba bowiem pamiętać, że drop shot jest metodą wybitnie przynętochłonną i na to nie ma rady. Można tylko ograniczyć straty, dołączając ciężarek za pośrednictwem troka (z gumy amortyzacyjnej lub żyłki) słabszego niż żyłka główna. I na koniec, sygnalizacja brań w zestawie z amortyzatorem gumowym nadal pozostaje niezakłócona, gdyż guma jest dołączona daleko za przynętą i nie wpływa na sygnały przekazywane z wabika do wędziska.
To rozwiązanie jest dobre zwłaszcza na nieco głębsze łowiska, np. okolice umocnień portowych, zabudowanych ujść rzek czy kanałów.

Poznaliście właśnie specyfikę łowienia metodą drop shot okoni, które są niezbyt chętne do żerowania i uparcie trzymają się dna. Za miesiąc ciąg dalszy, czyli opis sposobów na okonie żerujące w toni i pod powierzchnią.

 

Drop shot3