Kleniowe podchody

Łowienie kleni fascynowało mnie od najmłodszych lat. Jako dzieciak uganiałem się za nimi z wędką uzbrojoną tylko w haczyk, na który zakładałem konika polnego lub chrząszcza majowego.

Pamiętam, że bardzo podobały mi się widowiskowe ataki tych ryb na spływające po powierzchni rzeki przynęty. Z czasem opisany wyżej zestaw zastąpił spinning, a na haczyku zamiast żywych organizmów pojawiły się ich sztuczne imitacje.Wprawdzie od moich pierwszych potyczek z kleniami upłynęło sporo lat, ale do tej pory łowienie ich sprawia mi ogromną przyjemność. Największą frajdę przynosi mi zabawa z nimi, przypominająca podchody, na małych i średnich nizinnych rzeczkach. Żyjące tam ryby najczęściej nie imponują wielkością, ale ze względu na swoją wrodzoną ostrożność i podejrzliwość są godnym przeciwnikiem nawet dla starych wyjadaczy. W dużych rzekach, takich jak Wisła, Narew czy Odra, w których woda jest często mętna, klenie świetnie reagują na 3–6-centymetrowe agresywnie pracujące woblery powierzchniowe o baryłkowatym kształcie (najczęściej prowadzi się je tam pod prąd tuż pod lustrem wody).

Kleniowe podchody7

Tymczasem w małych i średnich rzekach o dużej przejrzystości wód wspomniane wyżej wabiki prędzej wystraszą rybę niż skuszą ją do ataku. Tutaj ważna jest taktyka...
Zanim podzielę się z Wami swoimi doświadczeniami w polowaniu na klenie, podam kilka wskazówek dotyczących sprzętu, którym można komfortowo łowić na niewielkich, z reguły zakrzaczonych rzeczkach. W zależności od tego, czy można wejść do wody, chociażby przy samym brzegu, i jakim stopniu brzeg ten jest zakrzaczony, używam wędek długości od 2,4 do 2,7 m. Krótszym kijem łatwiej manewruje się na zarośniętych łowiskach, ale często, aby sięgnąć nim za przybrzeżną roślinność bądź obłowić zatopione przy brzegu krzaki, trzeba wejść do wody. Jeżeli nie ma takiej możliwości, powinno się skorzystać z dłuższego spinningu. Ponieważ przynęty, jakie stosujemy na tego typu wodach, nie są zbyt ciężkie, zupełnie wystarczający będzie kij o ciężarze wyrzutu do 15 g. Wybór akcji spinningu zależy od tego, czy będziemy łowić z cieniutką plecionką o średnicy 0,10 mm, czy na szpuli kołowrotka znajdzie się żyłka maksymalnie 0,18 mm. Aby ryby nie odbijały się od „sztywnego" zestawu z plecionką, należy używać wędek o akcji parabolicznej. Z kolei cienka żyłka wymaga wędki o akcji medium. Charakteryzuje się ona tym, że w chwili brania zachowuje się jak szczytowa, co daje możliwość zacięcia ryby nawet z dużej odległości (pomimo rozciągliwości nylonu), a pod wpływem ciężaru ryby przechodzi w parabolę, co jest niezmiernie istotne przy siłowym holu na tak cienką żyłkę. Do opisanych wyżej wędek wystarczy niewielki kołowrotek w rozmiarze 2000 z przednim hamulcem. Przy jego wyborze szczególną uwagę należy zwrócić na to, jak układa cienką linkę i czy ma precyzyjny hamulec. Niektóre kręciołki dostępne na naszym rynku nie nadają się do stosowania ultracienkich plecionek, bo tak je układają na szpuli, że w momencie rzutu linka nie odwija się, tylko spada całymi zwojami, co powoduje powstawanie tzw. bród. Inną wadą techniczną części modeli kołowrotków jest zaczepianie się, zaraz po zamknięciu kabłąka, cienkiej linki za pokrętło służące do ustawienia przedniego hamulca. Gdy nie zauważymy tego w porę i zaczniemy kręcić korbką, plecionka zamiast na szpulę zacznie nawijać się na pokrętło i przy kolejnym rzucie „kocioł" z linki mamy gwarantowany. Jeszcze rada dla tych, którzy zdecydują się na plecionkę. Mając na uwadze doskonały wzrok kleni, jak również fakt, że często będziemy łowić w zakrzaczonym terenie, dobrze jest przed przynętą dowiązać ok. 50-centymetrowy przypon z fluorokarbonu o średnicy 0,20 mm. Po pierwsze, jest on niewidoczny w wodzie, a po drugie, stosując go, znacznie zmniejszamy ryzyko przetarcia zestawu na podwodnych zaczepach w trakcie holu walczącej ryby. Wprawdzie klenie na spinning łowi się praktycznie przez cały rok, ale to właśnie w czerwcu możemy oczekiwać najlepszych rezultatów. Nieco wypoczęte już po miłosnych igraszkach ryby rozpoczynają okres wielkiego żarcia. Ponieważ ich menu obejmuje prawie wszystko – owoce, przydenną roślinność, owady, skorupiaki, żaby i ryby – przy wyborze przynęty mamy duże pole do popisu. Wygra jednak tylko ten wędkarz, który najtrafniej wytypuje, na czym one danego dnia żerują.

Kleniowe podchody2
Z uwagi na niesmaczne mięso kleni wnikliwa analiza zawartości żołądka pierwszej złowionej sztuki odpada (łowimy czysto sportowo), pozostaje tylko, i na tym polega cała frajda, obserwacja wody, a dokładniej tego, co się w niej dzieje. Bardzo często klenie szybko zdradzają swoją ulubioną w danej chwili potrawę, „podbijając" do powierzchni stada drobnicy lub zbierając spadające na wodę owady. Niestety, nawet gdy zaobserwujemy takie zjawisko, to jeszcze nie oznacza, że możemy być pewni sukcesu, gdyż bardzo często trzeba się nie lada natrudzić, zanim uda się je przechytrzyć. Pokazujące się ryby najczęściej staram się „zdjąć" woblerem imitującym pokarm, na jakim żerują. Nie bez przyczyny jednak mówi się o kleniu, że w każdej łusce ma oko. Złe przeprowadzenie nawet najlepiej dobranej imitacji zamiast skusić do ataku, przepłoszy go. Dlatego bardzo ważne jest, by za pomocą wędki nadać przynęcie w miarę możliwości jak najbardziej naturalne ruchy. Jeżeli zaobserwuję, że ryby zbierają spadające z drzew chrząszcze, ustawiam się poniżej tego miejsca w takiej odległości, by móc je przerzucić o ok. 2 m pływającym smużakiem. Następnie wybierając luz linki, pozwalam przynęcie spływać z nurtem rzeki, ale delikatnymi ruchami szczytówki powoduję jej naprzemienne przytapianie i wynurzanie. Takie zachowanie do złudzenia przypomina przebierającego nóżkami owada, walczącego z wodnym żywiołem. Niektóre modele powierzchniowych woblerów (niestety, trudno je znaleźć na rynku) są tak skonstruowane, że wystarczy wolno je zwijać, a będą pracowały tuż przy lustrze wody, kolebiąc się na boki. Taka akcja przynęty zachęci do ataku najcwańszą sztukę. Odmiennej strategii wymagają klenie żerujące na niewielkich rybkach. Polując na konkretną sztukę, dobrze jest zaobserwować, czy przyczajona na stanowisku atakuje przepływające ofiary, czy „patroluje" fragment rzeki w poszukiwaniu stad drobnicy. W pierwszym przypadku przechytrzenie ryby jest znacznie prostsze. Wystarczy woblerem przerzucić jej stanowisko, a następnie szybko go w nie wprowadzić. Tak podanej przynęcie kleń nie ma czasu dokładnie się przyjrzeć i zaskoczony najczęściej atakuje. Gdy jednak po kilku przeprowadzeniach nie ma brania, należy zmienić wobler na inny model i dać drapieżnikowi chwilę wytchnienia. Ciągłe „biczowanie" tego samego miejsca może doprowadzić tylko do przepłoszenia ryby. Polowanie na „patrolującą" sztukę wymaga nieco dłuższej obserwacji. Drapieżniki bardzo często przemieszczają się ciągle tą samą utartą ścieżką. Gdy ją poznamy, z dużym prawdopodobieństwem możemy przewidzieć następny ruch ryby i w to miejsce podajemy woblera. Jak kleń jest w amoku żerowania i atakuje kolejne stada, wystarczy wyczekać na moment, gdy „podbije" drobnicę w zasięgu naszego rzutu i możliwie jak najszybciej posłać tam przynętę. Żerujący w ten sposób drapieżnik rzadko kiedy poprzestaje na schwytaniu jednej rybki, dlatego mamy spore szanse, że rzuci się również na przepływający wobler. Problem pojawia się wtedy, gdy nie znamy specyfiki łowiska, a na powierzchni wody nie widać żadnych ruchów. W takiej sytuacji należy zacząć eksperymentować, próbując różne rodzaje przynęt i sposoby ich prowadzenia.

Kleniowe podchody8
Jeżeli nie wiemy, na czym ryby żerują bądź podejrzewamy, że w ogóle nie są aktywne, należy sięgnąć po przynęty pobudzające drapieżniki do agresji. Ja najczęściej zaczynam od kleniowego klasyka, czyli obrotówki. Do moich ulubionych modeli należą Mepps Aglia („żuczek") w rozmiarze 1, Black Fury nr 2 i przecieranka poznańska nr 1. W drugiej kolejności sięgam po średnie, 3–4-centymetrowe agresywnie pracujące pękate woblery. Najpierw zakładam modele o stonowanych naturalnych kolorach, a dopiero potem sięgam po te w kolorystyce „walącej po oczach". Gdy i one zawiodą, wyciągam z pudełka wahadłówki.

Kleniowe podchody6
Przez lata wędkowania udało mi się uzbierać całkiem niezłą kolekcję tych niesłusznie zapomnianych sztucznych przynęt. Do połowu kleni używam tych samych blach co na pstrągi, poczynając od znanych modeli, takich jak gnom 0, minikarlinka, a kończąc na podłużnych uklejopodobnych wzorach. Tak na marginesie, uważam, że małym wahadłówkom, przynętom w tej chwili niedocenianym, a według mnie bardzo skutecznym, należy się osobny artykuł. Gdy nie widzę żerujących ryb, staram się nie rzucać na chybił trafił, tylko dokładnie obławiam typowe stanowiska kleni, takie jak zwaliska drzew, cienie pod zwisającymi krzakami, podmyte, przybrzeżne burty, kamienno-żwirowe szypoty i tworzące się za przeszkodami warkocze. Jeżeli standardowe przynęty nie sprawdzają się, a widzę, że klenie na czymś żerują, sięgam po gumowe żaby i raczki.

Kleniowe podchody4

Podobnie jak przy łowieniu na imitację owadów, tak i w tym przypadku istotne jest, by prowadzony przez nas wabik zachowywał się jak żywe stworzenie. Gumową żabę prowadzę na kilka sposobów, ale zawsze ściągam ją krótkimi skokami, tak by jej ruch przypominał naturalne zachowanie pierwowzoru. Najpierw rzucam nią pod przeciwległy brzeg nieco poniżej mojego stanowiska, następnie z uniesioną wysoko szczytówką zaczynam prowadzić przynętę skokami, tak by co jakiś czas zasmużyła na powierzchni. Brania w tak zwijany wabik są niezwykle silne i widowiskowe. Inna technika polega na prowadzeniu gumy z prądem przy dnie. Bardzo skuteczne bywa ściąganie lekko uzbrojonej żabki z góry rzeki wzdłuż rynny równolegle do brzegu. W czystych wodach łatwo zaobserwować zachowanie raków. Gdy są niespłoszone, wolno suną do przodu, przestraszone natomiast, posługując się ogonem jak płetwą, krótkimi skokami szybko uciekają, by po chwili opaść na dno, wznosząc obłok mułu. Taki efekt można osiągnąć, zbrojąc gumę w cięższą główkę (o 2–3 g) niż przy łowieniu żabą. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że prowadzenie gumowej imitacji raka polega na opukiwaniu nim dna. Istotne jest, by w trakcie nawijania linki, w przerwach między uderzeniami o dno, za pomocą szczytówki nadać przynęcie skokowy ruch przypominający uciekającego raka. Mam nadzieję, że swoim artykułem zachęciłem Was do zabawy w podchody z kleniami z małych i średnich rzeczek. Jeszcze raz podkreślam – w takim spinningowaniu nie chodzi o bicie rekordów wielkości złowionych ryb, ale o to, by je przechytrzyć. 


Kleniowe podchody