Pięć łownych trociówek

Błystka wahadłowa na trocie ma niejedną postać i niejedno imię. Dziś opowiem Wam o moim trociowym arsenale, opisując jednocześnie obszary zastosowania poszczególnych blach, techniki prowadzenia i przydatne sztuczki prowokujące ryby.

piec lownych
Wahadłówka to temat „stary" jak sam spinning i wydawałoby się, że w dobie powszechnego dostępu do informacji wszelkie niuanse łowienia nią powinny być doskonale znane łowcom rzecznych troci – grupie spinningistów przywiązanej do tradycji i bezgranicznie wierzącej w skuteczność błystki wahadłowej. Mimo to jednak nadal spotyka się wśród nas takich, którzy nawet mając w pudełkach doskonałe modele trociowych blaszek, nie potrafią ich używać. Ba, zdarza się, że nawet nie potrafią posiadanych błystek... poprawnie uzbroić, zakładając kotwicę na niewłaściwy koniec blaszki. O czymś takim, jak niedopasowanie wzoru błystki, jej wagi i grubości blachy do warunków panujących w danym łowisku (czyli do uciągu, głębokości, układu prądów i rodzaju dna) nie ma co nawet w takiej sytuacji wspominać...
Od razu podkreślę, że nie zamierzam tutaj nikogo nakłaniać do obciążania domowego budżetu koniecznością kupowania dziesiątków modeli różnych przynęt i testowania ich jednej po drugiej, do odwiedzania trociowych „szamanów", z nadzieją na wyciągnięcie od nich ich „tajnych broni", ani do samodzielnego klepania błystek. Jednym słowem, do targania nad wodę mnóstwa rodzajów i odmian błystek. Nie na tym bowiem opiera się skuteczne łowienie troci w rzekach. Tutaj liczy się co innego: dopasowanie przynęty do warunków panujących w łowisku, umiejętna praca kijem i kołowrotkiem oraz... wiara w blaszkę kolebiącą się na końcu żyłki lub plecionki. Jeśli trafnie ją dobraliśmy i poprowadziliśmy w poprawny sposób w dobrze wybranym miejscu i czasie, to z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko, co było możliwe, i teraz już przysłowiowa piłka jest po stronie ryby.
Ja w swoim podręcznym arsenale trzymam tylko (i aż) pięć modeli trociowych wahadłówek przeznaczonych do łowienia w rzekach. Oczywiście, każdy z nich mam w różnych gramaturach i wielkościach (i rzecz jasna w kilku egzemplarzach), ale przesadą byłoby powiedzieć, że są to jakieś wielkie stosy „żelastwa". Bez problemu zabieram to wszystko ze sobą nad rzekę i dopiero na miejscu, po ocenie panujących warunków, wybieram konkretne sztuki, którymi będę łowił danego dnia. Te pięć modeli, na których opieram swoje rzeczne wędkarstwo trociowe (woblery w tym miejscu celowo pomijam), to alga, łezka, trumienka, jajeczko i łososiówka, a więc błystki dobrze znane wytrawnym trociarzom. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że w polskich warunkach jest to zestaw uniwersalny, którym „obsłużymy" wszystkie łowiska oferowane przez nasze rzeki trociowo-łososiowe. Błystki te są zaś łatwo dostępne u rzemieślników, wśród których jest wielu znanych trociarzy z licznymi sukcesami na koncie.


alga12Alga
Jest to blaszka najbardziej uniwersalna ze wszystkich wyżej wymienionych. Aby była skuteczna, wystarczy jedynie dopasować jej gramaturę do głębokości wody w danym miejscu. Dlaczego napisałem, że jest najbardziej uniwersalna? Bo nadaje się do prowadzenia zarówno w dryfie w poprzek nurtu (np. w pół wody, z wysoko uniesioną szczytówką), co jest bardzo skutecznym sposobem na zimowe trocie i łososie, jak i do popularnego i owocnego łowienia pod prąd, np. po przedryfowaniu całego łowiska, kiedy żyłka jest już równoległa (w uproszczeniu oczywiście) do naszego brzegu.
Alga bardzo dobrze trzyma się w warstwie wody, do której została sprowadzona. Dzięki temu świetnie nadaje się do obławiania m.in. krótkich rynien. Po zarzuceniu pracuje na odpowiedniej głębokości, a gdy wyjdzie na płyciznę, wystarczy ją podciągnąć w górę i... znów dobrze pracuje, tym razem na wodzie o wiele płytszej. Ta błystka dzięki swoim walorom użytkowym wybacza wędkarzom wiele błędów w technice spinningowania i ocenie warunków w łowisku.



lezka12Łezka
Błystka, która oddaje nieocenione usługi w łowiskach z wolnym nurtem, np. na prostkach ze słabym uciągiem. Lżejsze modele można prowadzić w niemal stojącej wodzie, co w praktyce trociowania wbrew pozorom się zdarza. Taki wolny, prawie zerowy nurt występuje np. na niektórych odcinkach Łeby. W takich warunkach można oczywiście stosować inne modele błystek, bardziej popodginane, których agresywna praca utrzymuje je nad dnem nawet w czasie wolnego prowadzenia. Ale to nie jest dobry pomysł, bo taka agresywnie pracująca blaszka przegrywa z łezką, która tylko mocno się kolebie z boku na bok (wędkarz dobrze czuje na wędce charakterystyczne kopnięcia pracującego wabika) i drży odczuwalnie, a jeśli się obraca, to bez szerokiego bicia na boki typowego dla modeli bardziej wykrępowanych, a tylko praktycznie na osi krętlik – kotwica.
Bardzo dobrym sposobem na wykorzystanie takiej błystki jest dryfowanie nią w poprzek rzeki pod „swój" brzeg, kiedy to kontrolujemy spływ kijem i kołowrotkiem. Po zdryfowaniu blaszki pod brzeg należy ostrzej ją podciągnąć (na skutek czego kolebiąca się łezka nagle wpada w obroty), po czym natychmiast zwolnić (błystka gaśnie) i znów podciągnąć (przynęta zaczyna się odkręcać w drugą stronę i właśnie w tej fazie często następuje atak troci). Ta błystka dobrze sprawuje się w strefie przydennej, a także podczas obławiania miejsc pod nawisami lodowymi.



trumienka12Trumienka
To najbardziej znany model błystki trociowej. Ta romboidalna blacha występuje w różnych wariantach i pod odmiennymi nazwami (np. rogatka), a ich wspólną cechą jest charakterystyczny kształt trumny z rogami, które nadają jej niepowtarzalne drgania odczuwane na wędce.
Błystka ta jest przeznaczona do obławiania rynien pod drugim brzegiem rzeki. Dlaczego właśnie tam? Otóż startuje od razu po zamknięciu kołowrotka i bardzo dobrze pracuje w dryfie po rzucie po skosie w dół rzeki, kiedy jest prowadzona samymi ruchami kija przesuwanego wolniej od nurtu. Taka technika w przypadku trumienki sprawdza się o wiele lepiej niż jakiekolwiek prowadzenie przy swoim brzegu.
Wartą zastosowania sztuczką, która już nieraz przyniosła mi rybę, jest danie trumience luzu poprzez chwilowe przesunięcie kija szybciej od nurtu. Blaszka wtedy na moment gaśnie, a ja napinam żyłkę, w wyniku czego przynęta znów startuje. Ten swego rodzaju efekt „pojawiania się i znikania" rewelacyjnie działa na trocie przywykłe do równomiernie prowadzonych przynęt.
Trumienka jest jedną z naprawdę nielicznych blach przynoszących dobre efekty podczas jigowania pod prąd i jest to kolejny niezły sposób prowadzenia błystki tego typu. Głębsze miejsca z wolnym uciągiem można obławiać, rzucając pod prąd i prowadząc trumienkę powoli przy dnie.



jajeczko12Jajeczko
Ta wahadłówka łączy w sobie funkcje i możliwości prowadzenia łezki i trumienki, ale w bardzo wolnym nurcie, np. „kanałowym". Tam, gdzie prąd wody jest nieco silniejszy, łowię nią głównie w dryfie, a w wolniejszych odcinkach stosuję wszystkie wyżej opisane techniki i sztuczki. Jajeczko bardzo dobrze nadaje się do łowienia „na cofanie", tzn. gdy zapuszczam błystkę w pobliże zwaliska drzew czy krzaków przy swoim brzegu i na przemian podciągam ją i popuszczam z nurtem samymi ruchami kija.






lososiowka12Łososiówka
Jak sama nazwa wskazuje, jest to blaszka idealna na łososie. Te ryby wolą przynęty o delikatnej pracy, a z drugiej strony mają zwyczaj ustawiać się na wodzie spokojniejszej, na stanowiskach niemal szczupakowych, gdzie nie każda blacha trociowa dobrze pracuje. Łososiówka przy wolnym prowadzeniu delikatnie kolebie się na boki, a przy żywszym pociągnięciu obraca się dokładnie na osi krętlik – kotwiczka (podobnie jak łezka) bez bicia na boki typowego dla mocniej wykrępowanych blach. Taki typ pracy skutecznie prowokuje łososie, a jednocześnie minimalizuje ryzyko spłoszenia ich bardziej agresywnym zachowaniem przynęty.






Grubość blachy a głębokość prowadzenia


Każdą z błystek, które opisałem, mam w co najmniej 4 wersjach wykonanych z blach różnej grubości: 1, 1,5, 2 i 2,5 mm. Ich rozmiary i wagi (od 8 do 30 g) są bardzo popularne i często spotykane w ofertach rzemieślników. Wybierając się w długą podróż na północ Polski, wyposażony w taki zestaw blaszek w różnych kolorach (o tym dalej), wiem, że jestem dobrze przygotowany na 90% sytuacji wynikających z warunków, jakie mogę zastać nad wodą (jej wysokość, uciąg, warunki atmosferyczne). Pozostałe 10% „obsłużą" modele specjalne, rzadko spotykane w pudełkach trociarzy. Są to te same wzory co wcześniej, ale wykonane z blach o nietypowych grubościach: 1,2, 1,7 i 2,2 mm. Różnice pozornie niewielkie, ale mające kolosalne znaczenie podczas dopasowywania błystki do uciągu i głębokości wody w konkretnych miejscach. Nie są niestety łatwe do nabycia, ale można je tu i ówdzie wyszperać.
To prowadzi nas do kolejnego ważnego punktu niniejszego artykułu. Można bowiem zapytać: no dobrze, mam te wszystkie błystki, ale co z tego, skoro po dotarciu nad rzekę nie będę wiedział, którą wybrać? Rozwiązanie tego problemu – jak to zwykle w wędkarstwie bywa – tkwi w umiejętności oceny bieżących warunków w łowisku. Im więcej praktyki, tym szybsza i trafniejsza diagnoza. Na początek można się kierować pewnymi regułami, ale nic nie zastąpi doświadczenia i dlatego warto zaczynać trociowanie z kimś obeznanym z techniką wędkowania, zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdy rybostan polskich rzek trociowych jest mizerny, a brań jak na lekarstwo.
Jeśli założymy błystkę zbyt ciężką, to będzie ona stale lub przeważnie szorowała po dnie, co poznamy po tym, że kotwiczka takiej przynęty będzie „przystrojona" kawałkami gałązek, chruścikami itp. składnikami wyściółki dna. Gdy jest ono żwirowe lub kamieniste, wabik wróci do nas nieco pokiereszowany. Należy więc zmienić błystkę na nieco lżejszą i ponowić rzut w to samo miejsce. Trochę praktyki i szybko można się nauczyć dopasowywać wagę blachy tak, aby pracowała na pożądanej głębokości. Błystka zbyt ciężka nie tylko nie da się poprawnie poprowadzić w danej sytuacji, ale także przez swoją wagę nie ujawni pełni swoich możliwości, czyli jej łowność będzie bardzo ograniczona.
Sytuacja wygląda inaczej, gdy błystka jest zbyt lekka i nie ma żadnego kontaktu z dnem mimo przepuszczenia przez obszar o zmiennym uciągu (w partiach o słabszym nurcie powinna pukać o dno, a nie robi tego). Wówczas należy spróbować przepuścić przynętę odrobinę cięższą.
Na jakiej zatem głębokości powinna być poprowadzona błystka? Ogólnie przyjmuje się (i ja się z tym zgadzam), że latem dobrze poprowadzić przynętę w pół wody lub zgoła tuż pod jej powierzchnią. Wynika to z tego, że żwawe i agresywne srebrniaki nie mają oporów przed skoczeniem za prowokującą ich zmysły przynętą pomykającą gdzieś w górze. Inaczej jest zimą. Teraz przynętę należy prowadzić tuż przy dnie, wręcz opukując je co jakiś czas. Kelty nie są w ogóle skore do podnoszenia się znad dna i wydaje się, że ich pole widzenia jest zawężone wyłącznie do warstwy wody, w jakiej przebywają, czyli – tuż nad dnem. I tylko w tej strefie reagują na bodźce.


Nawisy lodowe

Gdy zima jest długa i ciężka, nieuniknione staje się bardzo niebezpieczne, ale i wyjątkowo owocne łowienie spod nawisów lodowych. Łowimy wtedy praktycznie w głównym nurcie, gdyż przybrzeżne strefy spokojnego uciągu są pokryte lodem. W takiej sytuacji rezygnujemy z klasycznego dryfowania przynętą na rzecz bardzo dalekich rzutów ciężką blachą mocno po skosie w dół rzeki. Na długiej żyłce przynęta dryfuje bardzo powoli, spływając na skraj lodowego nawisu, a często nawet chowając się pod nim, jeśli umożliwia to lokalny układ prądów. Wędkarz musi tylko odczekać, aż blacha spłynie i powoli zwijać ją przy dnie, pozwalając jej na pokazanie pełni walorów wabiących.
Dobrym pomysłem jest ustawienie się na wewnętrznym łuku zakrętu, wtedy prąd rzeki sam wykona za wędkarza pracę, znosząc błystkę w miejsca z największą szansą na troć. Jedynym warunkiem jest tu dopasowanie ciężaru błystki tak, aby pracowała na odpowiedniej głębokości i pukała o dno w spowolnieniach nurtu, a nie „czesała" je przez całą długość prowadzenia. Generalnie modele, które sprawdzają się na nawisach, to trumienka i cięższe łososiówki.


Ciśnienie atmosferyczne

Powszechnie znanym faktem jest wrażliwość ryb na zmiany ciśnienia atmosferycznego. W przypadku przebywających w rzekach troci wędrownych należy to pomnożyć przez co najmniej dwa. Trotki są bardzo wyczulone na aktualny stan ciśnienia, co przekłada się na ich aktywność. Stąd zaś już prosta droga do różnic w reagowaniu na poszczególne typy przynęt przy różnych stanach ciśnienia. Brzmi groźnie, ale wystarczy mieć barometr i notować wszelkie zmiany tego „składnika" pogody, aby otrzymać cenne wskazówki pozwalające wybrać właściwy typ błystki. I tu uwaga, lepiej się nie opierać na prognozach pogody podawanych dla dużego obszaru, np. województwa, tylko samodzielnie notować odpowiednie wartości lub przynajmniej korzystać ze szczegółowych prognoz dla gmin.
Przy ciśnieniu stałym, zimowym, wynoszącym ok. 1000 hPa trocie zachowują się normalnie i reagują na wszystkie opisane w tym artykule modele błystek (a także oczywiście na innego rodzaju przynęty). Innymi słowy, w takich warunkach można... pominąć wpływ ciśnienia na dobór blaszki. Inaczej jest, jeśli ciśnienie jest wyraźnie niższe. Trocie są wówczas ospałe i trzeba je czymś pobudzić, jakimś silniejszym bodźcem. Może nim być agresywniej pracująca blaszka, bijąca na boki np. podczas podszarpywania wędziskiem. Modele, które sprawdzają się przy niższym ciśnieniu, to trumienka i łezka.
Do odwrotnej sytuacji dochodzi przy ciśnieniu wyraźnie wyższym. Wtedy trocie reagują bardzo niechętnie na przynęty pracujące nie tylko zbyt agresywnie, ale także „normalnie". Trzeba się wówczas zdecydować na prezentację jak najbardziej delikatną. Modele, które sprawdzają się przy wyższym ciśnieniu, to alga, jajeczko i łososiówka.


Kolory

Bardzo często trociarze stosują znany schemat dopasowywania kolorów do aury: dni jasne i blachy ciemne oraz na odwrót. Ja nieco rozwinąłem na swój użytek wykładnię tej zasady kontrastu i gdy niebo jest jasne, zakładam błystkę ciemną, a gdy jest ciemne (przy wodzie przejrzystej) – jasną. Właśnie kontrast między przynętą a charakterem tła, na którym jest widoczna (niebo), jest tym, co działa pobudzająco na trocie.
Gdy woda jest przybrudzona, sięgam po blachy dwukolorowe. Z jednej strony miedź, z drugiej srebro. W opisanych warunkach taka błystka daje znany już efekt „pojawiania się i znikania", co działa na trocie bardzo intrygująco.


Nie tylko wzrok

W wodzie przebłyszczonej (co jest standardem w dniach bezpośrednio po otwarciu sezonu trociowego) dobrym pomysłem na pobudzanie ryb jest przede wszystkim drażnienie ich linii nabocznej agresywnie pracującą błystką. Nawet gdy woda jest brudna, warto łowić na blachę ciemną, pod warunkiem że pracuje ona agresywnie.


Gdy śnieg pada i się topi

Mocny opad śniegu. Kiedy sypie, trocie zaczynają się ruszać. Widać wyraźnie, jak się spławiają, to tak, jakby zbierały z powierzchni płatki śniegu. Nie wiadomo do końca, co robią i dlaczego, ale podnoszą się i trzeba to wykorzystać. Modele, które sprawdzają się przy opadach śniegu, to mniejsze i lżejsze wersje jajeczek i łezek. Należy je prowadzić w powolnym dryfie w pół wody, bez zwijania, korzystając tylko z siły nurtu. Dobrze jest co jakiś czas zakłócić spływ ruchem kija w dół rzeki, przez co zluzowana blaszka nagle poruszy się i zamigocze.
Roztopy. Gdy zalegające nad wodą zaspy zaczynają się topić, to wypływająca spod nich woda wypłukuje do rzeki dużą liczbę żab. Są one odrętwiałe i nieporadne, zmyte do rzeki pełzają ospale po dnie lub też są unoszone przez nurt. Dla spływających keltów jest to wymarzona stołówka i zajadają się nimi, ile wlezie. W takich warunkach bez względu na stan wody, światło itp. łowi się na ciemne, przeciążone błystki pracujące przy samym dnie, opukujące je co jakiś czas. Imitują one właśnie żaby. Łowimy nimi w dryfie i podciągając wzdłuż brzegu. Modele, które najbardziej sprawdzają się „na żabach", to ciemne i cięższe wersje alg i jajeczek.


Niezacięte branie

Zdarza się, że nie uda się zaciąć troci. Zwykła rzecz i nie ma się co przejmować. Ta ryba jest ciągle do złowienia i jest nam podana jak na talerzu, trzeba się tylko do niej umiejętnie zabrać. Pierwszym krokiem będzie wykonanie kilku rzutów w to samo miejsce tą samą przynętą. Jeśli to nie przyniesie efektu, należy zmienić przynętę na taką, która pracuje zupełnie inaczej niż dotychczasowa i nią starannie obłowić daną miejscówkę. Jeśli i to nie pomoże, robimy przerwę 5–10 min i wracamy do pierwszej przynęty. Takie łowienie pojedynczej namierzonej sztuki bywa bardzo emocjonujące, ale trzeba się uzbroić w cierpliwość i w razie potrzeby powtarzać ten cykl, stopniowo wydłużając jego poszczególne fazy. Bez obaw, ryba nigdzie nie wywędruje w tak krótkim czasie.

Podstawową sprawą przy łowieniu troci wędrownych w rzekach jest moim zdaniem opanowanie techniki dryfowania przynętą w poprzek nurtu oraz podciąganie jej pod prąd, w obu sytuacjach łącznie z różnymi manewrami. Warto stale pamiętać, że choć równomierne prowadzenie przynęty typowe dla wielu trociarzy może przynieść piękne efekty, to jednak zdecydowanie bardziej skuteczne są dwie wyżej wspomniane techniki wzbogacone o różne sztuczki, których podstawowe warianty także opisałem. Często zdarza się tak, że trocie odprowadzają przynęty prowadzone równomiernie (dotyczy to także technik dryfowania i ściągania pod prąd) i dopiero jakiś nietypowy manewr (typu „pojawiam się i znikam") skłania je do zaatakowania blaszki.
Drugą, ale nie mniej ważną sprawą jest opanowanie zasad doboru przynęt do określonych warunków panujących w łowisku. Ogólne zasady, którymi należy się kierować, właśnie poznaliście, ale nic nie zastąpi praktyki nad wodą i trzeba mieć tego świadomość.